Feliks miał wrażenie (nie po raz pierwszy zresztą), że to jakiś kiepski żart. Jakaś paskudna, tajemnicza i wyjątkowo wredna siła zabrała go z jego przytulnego świata i wrzuciła prosto w środek jakiejś chorej zawieruchy. I jakby tego było mało teraz Natasha groziła mu nożem. Co ona powiedziała? Że ma inną… Aurę? O co mogło chodzić? Czyżby Białoruś bawiła się w jakieś medytacje?
- Wyjaśnię – powiedział powoli, unosząc ręce w
uspokajającym geście. – Ale to dość długa historia.
- Nie spieszę się – warknęła dziewczyna, jednak na jej
twarzy odmalowała się jakby ulga. Czyżby mimo całej swej morderczej natury nie
chciała go tak po prostu krzywdzić?
- Nie jestem stąd – zaczął Feliks, mając nadzieję, że
mu uwierzy. – Pochodzę z równoległego wszechświata… W każdym razie to coś w tym
rodzaju. Pewnie dla tego wydaję ci się obcy. Chcę tylko wrócić do domu,
rozumiesz? Nic innego. A do tego potrzebuję grzebyka Katii, bez tego zostanę tu
na zawsze.
Po
tym jak zamilkł zapadła cisza, która wydawała się aż ranić uszy. Natasha
wpatrywała się w niego z lekko zmarszczonymi brwiami, jakby gruntownie myślała
nad tym, co właśnie usłyszała. Wydawała się być jednak spokojna, a to w sumie
było lepsze niż Białoruś ogarnięta szałem. Nie chciał myśleć, co mogłaby mu
zrobić będąc zdenerwowaną.
Po
chwili jednak zaczął się niepokoić tą ciszą i brakiem reakcji kuzynki. Nie czuł
się dobrze w sytuacji, gdzie mógł tylko liczyć na jej zrozumienie, a ona za to
była uzbrojona i niebezpieczna. Ale zaatakowanie jej nie wchodziło w grę, była
zbyt dobra w walce, by miał jej zagrozić. Poza tym, był pewien, że jeśli tylko
dziewczyna nie chce, by ktokolwiek odnalazł grzebyk, to nikt go nie znajdzie.
- To wiele
wyjaśnia – powiedziała w końcu cicho i odłożyła nóż na biurko. – Jak już
wspominałam masz zupełnie inną aurę, a twoja sygnatura… Właściwie nie istnieje.
Nie jesteś magiczny, prawda? – zwróciła się do Feliksa, który zdecydowanie
potrząsnął głową. – Tak, tak właśnie sądziłam. W takim razie czekam na całą tę
długą i pasjonującą historię.
I
tak chłopak opowiedział jej o tym, jak życzył sobie innego życia, jak obudził
się rano napastowany przez jakiegoś sukkuba (w tym momencie Białoruś parsknęła
mało dyskretnym śmiechem mrucząc pod nosem „Biedny Francis…”), jak wezwał
Anglię, opisał swoją podróż prosto do ukraińskich lasów i spotkanie z
Yekateriną, a potem przeszedł do błądzenia po Mińsku i spotkania tego dziwnego
dzieciaka…
- Jakiś problem miałeś z Dymitrim? – przerwała mu opowieść unosząc
elegancko brew. – To takie dobre dziecko… Takie pomocne.
- Pracuje dla ciebie? – zapytał ciekawie Polska, chcąc
się przy okazji czegoś się dowiedzieć.
- Można to tak nazwać. – Dziewczyna założyła nogę na
nogę i odchyliła się w fotelu, przeciągając się w sposób, który Feliksowi
przypominał rozleniwioną kotkę przed kominkiem. – Jego ojciec potwornie ich
bił. No wiesz, jego i jego matkę. Przyszła do mnie pewnego dnia z dzieciakiem
na ręku… - Białoruś zacisnęła dłonie w pięści, na jej twarzy pojawiła się
czysta wściekłość. – Nie miała pieniędzy, co za tym szło nie miała mi jak
zapłacić. Ale błagała mnie bym im pomogła, żebym ich ratowała, bo ten bydlak ją
kiedyś zabije. Ofiarowała mi w zamian dziecko. Zabiłam sukinsyna.
Polak
milczał. Od kiedy tu wszedł wyobrażał sobie, jak wygląda profesja Natashy.
Szczerze mówiąc to nawet się nie zdziwił, zawsze w końcu była świetna w walce
bronią białą, była twarda i bezwzględna. Ale to co teraz powiedziała
skonfrontowało boleśnie prawdę z jego osądem. Może jednak wcale nie zależało
jej przede wszystkim na kasie? Wszak pomogła tej kobiecie… Z drugiej strony nie
miał pojęcia jak mogła rozpoznać czy ktoś naprawdę jest winna zarzucanej mu
zbrodni czy jedynie udaje. Przecież… Była masa kłamców, którzy na pewno z
chęcią pod fałszywym pretekstem pozbyliby się jednego czy drugiego kolegi z
pracy.
- Jakim cudem wiesz, kiedy ktoś faktycznie zasługuje
na śmierć? – spytał, nieco bojąc się odpowiedzi.
- Jestem erynią, skarbie – westchnęła Białoruś. – Mam
to we krwi.
- Kim jesteś? – Feliks otworzył szerzej oczy. Miał
wrażenie, że kiedyś już słyszał tę nazwę, ale nie miał zielonego pojęcia gdzie.
- Dobra, potomkinią eryni – mruknęła dziewczyna,
najwyraźniej źle rozumiejąc zdziwienie kuzyna. – To greckie boginie zemsty. Ja
po prostu… Kiedy ktoś popełnia naprawdę ciężką zbrodnię to odciska ślad w jego
aurze. Wystarczy, że spojrzę na tę osobę i wiem. Zdarzają się krnąbrne dzieci,
które próbują mnie namówić do zabójstwa ojca, licząc na spadek. – Uśmiechnęła
się w taki sposób, że Polaka przeszły ciarki. To był najbardziej wyrachowany i
źle wróżący uśmiech jaki w życiu widział. – Musisz wiedzieć, że erynie mają
obowiązek mszczenia krzywd. A już szczególnie ciężko karzemy zbrodnie w
rodzinie. Nawet, jeśli nie zostały dokonane, a jedynie taki był zamiar.
Tu
Polska pomyślał o „swojej” Natashy. Kochała rodzinę, a szczególnie braciszka i
za nic nie dałaby go skrzywdzić. To zabawne, że mimo częściowych zmian w tym
świeci większość cech pozostawała ta sama… Inaczej się one po prostu ujawniały.
- Em… Białoruś? Oddasz mi ten grzebyk? – Skoro
dziewczyna wyraźnie się uspokoiła to czemu nie miał wrócić do sprawy? A nóż
widelec…
- Ani mi się śni – Nóż widelec poszły popełnić
samobójstwo. – Przynajmniej nie za darmo. Jeśli coś dla mnie zrobisz to możemy
pogadać na temat zwrotu tej… Rzeczy.
- Jesteście straszne! – poskarżył się płaczliwie, ale w
głębi duszy odżyła w nim nadzieja. Co takiego mogła mu kazać zrobić Białoruś?
Boże, błagam niech chodzi jej o umycie okien czy coś w tym stylu… - Co mam
zrobić?
- Jest jedna rzecz… Ostatnio zamówiłam u Szwajcarii
pewną rzecz. Rozumiesz, on jeden patrzy na mnie w miarę przychylnie, w końcu
jest neutralny i tak naprawdę nic go nie obchodzi. Ale nie może mi jej
dostarczyć, bo kontrolerzy na granicy nie chcą tego puścić bez ochrony w świat,
a Vash boi się jechać i zostawić siostrę samą. Odbierz i przywieź dla mnie
towar, a dam ci grzebień.
Zapadła
cisza. Mińsk. Szwajcaria. Zapewne Berno, bo Vash zazwyczaj tam przebywał. Ta
kobieta najwyraźniej zwariowała.
- OSZALAŁAŚ?! – krzyknął Feliks, czując narastającą
panikę. – To jest ze 2000 kilometrów! Wiesz ile ja tam będę jechał?! – Jak ona
sobie to w ogóle wyobrażała? Przecież pociągiem zajmie mu to najmniej kilka
dni. Nie mówiąc już ile zapłaci za bilety, a jego pieniądze powoli się
kończyły. Więc jak on na Wielką Siłę Wyższą miał przebyć taką odległość?!
Białoruś
za to wyglądała na wyjątkowo spokojną, zresztą przez całą ich rozmowę taka
była. To powoli zaczynało być nienormalne, mówcie co chcecie, ale każdy po
takiej dawce rewelacji, jaką ta dziewczyna usłyszała powinien co najmniej
poczuć się zagubionym. A Polska mógł się założyć, że kiedy tylko wyjdzie ona
zaparzy sobie kawę i w myślach będzie narzekać, jak nudny był ten dzień.
- No to chyba naturalne, że zapewnię ci transport? –
Dziewczyna uniosła brew, a wyraz jej twarzy stał się kpiący, jakby śmieszyła
głupota chłopaka, który naburmuszył się uroczo. – Sądzę, że samolot nie będzie
problemem, jeśli tylko zadzwonię… - chichot- tak, on jest mi winny przysługę,
nawet jeśli o tym nie wie. Powiedzmy, że masz być na lotnisku o… - spojrzała na
elegancki zegarek na swoim przegubie – o dwudziestej. Masz jeszcze pięć godzin.
Nakażę przyjąć cię poza kolejnością, także nie masz co się przejmować odprawą.
Chłopak
pokiwał głową. Czasem miał wrażenie, że takie kobiety jak Natasha potrafiłyby
załatwić wszystko, łącznie z zamrożeniem piekła. Poczuł też nagle smutek. Bądź
co bądź spędził dziś miłe popołudnie… I zdecydowanie nie widział nic
niebezpiecznego w odwiedzinach w Szwajcarii, a w zamian za to odzyska grzebyk…
Wizja powrotu do domu znów się przybliżyła. Wyciągnął rękę w stronę dziewczyny.
- Do widzenia – powiedział poważnie. – I dziękuję, że
nie rozprułaś mi tętnicy tym nożem.- Do zobaczenia Feliksie – odpowiedziała uśmiechając się prawie że miło. – Nic jeszcze nie jest stracone.