niedziela, 11 listopada 2012

"Jestem erynią skarbie. Mam to we krwi"

Powracam pełna sił i chęci do pisania! Wybaczcie przerwy, to naprawdę nie zależy ode mnie... Szkoła ma swoje wymagania. Zachęcam też do komentowania (łatwiej mi pisać, gdy wiem co wam się podoba). Tym razem jest chyba nieco dłużej, choć nie jestem pewna. No i mam nadzieję, że się spodoba ^_^


Feliks miał wrażenie (nie po raz pierwszy zresztą), że to jakiś kiepski żart. Jakaś paskudna, tajemnicza i wyjątkowo wredna siła zabrała go z jego przytulnego świata i wrzuciła prosto w środek jakiejś chorej zawieruchy. I jakby tego było mało teraz Natasha groziła mu nożem. Co ona powiedziała? Że ma inną… Aurę? O co mogło chodzić? Czyżby Białoruś bawiła się w jakieś medytacje?
- Wyjaśnię – powiedział powoli, unosząc ręce w uspokajającym geście. – Ale to dość długa historia.
- Nie spieszę się – warknęła dziewczyna, jednak na jej twarzy odmalowała się jakby ulga. Czyżby mimo całej swej morderczej natury nie chciała go tak po prostu krzywdzić?
- Nie jestem stąd – zaczął Feliks, mając nadzieję, że mu uwierzy. – Pochodzę z równoległego wszechświata… W każdym razie to coś w tym rodzaju. Pewnie dla tego wydaję ci się obcy. Chcę tylko wrócić do domu, rozumiesz? Nic innego. A do tego potrzebuję grzebyka Katii, bez tego zostanę tu na zawsze.
                Po tym jak zamilkł zapadła cisza, która wydawała się aż ranić uszy. Natasha wpatrywała się w niego z lekko zmarszczonymi brwiami, jakby gruntownie myślała nad tym, co właśnie usłyszała. Wydawała się być jednak spokojna, a to w sumie było lepsze niż Białoruś ogarnięta szałem. Nie chciał myśleć, co mogłaby mu zrobić będąc zdenerwowaną.
                Po chwili jednak zaczął się niepokoić tą ciszą i brakiem reakcji kuzynki. Nie czuł się dobrze w sytuacji, gdzie mógł tylko liczyć na jej zrozumienie, a ona za to była uzbrojona i niebezpieczna. Ale zaatakowanie jej nie wchodziło w grę, była zbyt dobra w walce, by miał jej zagrozić. Poza tym, był pewien, że jeśli tylko dziewczyna nie chce, by ktokolwiek odnalazł grzebyk, to nikt go nie znajdzie.
 - To wiele wyjaśnia – powiedziała w końcu cicho i odłożyła nóż na biurko. – Jak już wspominałam masz zupełnie inną aurę, a twoja sygnatura… Właściwie nie istnieje. Nie jesteś magiczny, prawda? – zwróciła się do Feliksa, który zdecydowanie potrząsnął głową. – Tak, tak właśnie sądziłam. W takim razie czekam na całą tę długą i pasjonującą historię.
                I tak chłopak opowiedział jej o tym, jak życzył sobie innego życia, jak obudził się rano napastowany przez jakiegoś sukkuba (w tym momencie Białoruś parsknęła mało dyskretnym śmiechem mrucząc pod nosem „Biedny Francis…”), jak wezwał Anglię, opisał swoją podróż prosto do ukraińskich lasów i spotkanie z Yekateriną, a potem przeszedł do błądzenia po Mińsku i spotkania tego dziwnego dzieciaka…
- Jakiś problem miałeś z  Dymitrim? – przerwała mu opowieść unosząc elegancko brew. – To takie dobre dziecko… Takie pomocne.
- Pracuje dla ciebie? – zapytał ciekawie Polska, chcąc się przy okazji czegoś się dowiedzieć.
- Można to tak nazwać. – Dziewczyna założyła nogę na nogę i odchyliła się w fotelu, przeciągając się w sposób, który Feliksowi przypominał rozleniwioną kotkę przed kominkiem. – Jego ojciec potwornie ich bił. No wiesz, jego i jego matkę. Przyszła do mnie pewnego dnia z dzieciakiem na ręku… - Białoruś zacisnęła dłonie w pięści, na jej twarzy pojawiła się czysta wściekłość. – Nie miała pieniędzy, co za tym szło nie miała mi jak zapłacić. Ale błagała mnie bym im pomogła, żebym ich ratowała, bo ten bydlak ją kiedyś zabije. Ofiarowała mi w zamian dziecko. Zabiłam sukinsyna.
                Polak milczał. Od kiedy tu wszedł wyobrażał sobie, jak wygląda profesja Natashy. Szczerze mówiąc to nawet się nie zdziwił, zawsze w końcu była świetna w walce bronią białą, była twarda i bezwzględna. Ale to co teraz powiedziała skonfrontowało boleśnie prawdę z jego osądem. Może jednak wcale nie zależało jej przede wszystkim na kasie? Wszak pomogła tej kobiecie… Z drugiej strony nie miał pojęcia jak mogła rozpoznać czy ktoś naprawdę jest winna zarzucanej mu zbrodni czy jedynie udaje. Przecież… Była masa kłamców, którzy na pewno z chęcią pod fałszywym pretekstem pozbyliby się jednego czy drugiego kolegi z pracy.
- Jakim cudem wiesz, kiedy ktoś faktycznie zasługuje na śmierć? – spytał, nieco bojąc się odpowiedzi.
- Jestem erynią, skarbie – westchnęła Białoruś. – Mam to we krwi.
- Kim jesteś? – Feliks otworzył szerzej oczy. Miał wrażenie, że kiedyś już słyszał tę nazwę, ale nie miał zielonego pojęcia gdzie.
- Dobra, potomkinią eryni – mruknęła dziewczyna, najwyraźniej źle rozumiejąc zdziwienie kuzyna. – To greckie boginie zemsty. Ja po prostu… Kiedy ktoś popełnia naprawdę ciężką zbrodnię to odciska ślad w jego aurze. Wystarczy, że spojrzę na tę osobę i wiem. Zdarzają się krnąbrne dzieci, które próbują mnie namówić do zabójstwa ojca, licząc na spadek. – Uśmiechnęła się w taki sposób, że Polaka przeszły ciarki. To był najbardziej wyrachowany i źle wróżący uśmiech jaki w życiu widział. – Musisz wiedzieć, że erynie mają obowiązek mszczenia krzywd. A już szczególnie ciężko karzemy zbrodnie w rodzinie. Nawet, jeśli nie zostały dokonane, a jedynie taki był zamiar.
                Tu Polska pomyślał o „swojej” Natashy. Kochała rodzinę, a szczególnie braciszka i za nic nie dałaby go skrzywdzić. To zabawne, że mimo częściowych zmian w tym świeci większość cech pozostawała ta sama… Inaczej się one po prostu ujawniały.
- Em… Białoruś? Oddasz mi ten grzebyk? – Skoro dziewczyna wyraźnie się uspokoiła to czemu nie miał wrócić do sprawy? A nóż widelec…
- Ani mi się śni – Nóż widelec poszły popełnić samobójstwo. – Przynajmniej nie za darmo. Jeśli coś dla mnie zrobisz to możemy pogadać na temat zwrotu tej… Rzeczy.
- Jesteście straszne! – poskarżył się płaczliwie, ale w głębi duszy odżyła w nim nadzieja. Co takiego mogła mu kazać zrobić Białoruś? Boże, błagam niech chodzi jej o umycie okien czy coś w tym stylu… - Co mam zrobić?
- Jest jedna rzecz… Ostatnio zamówiłam u Szwajcarii pewną rzecz. Rozumiesz, on jeden patrzy na mnie w miarę przychylnie, w końcu jest neutralny i tak naprawdę nic go nie obchodzi. Ale nie może mi jej dostarczyć, bo kontrolerzy na granicy nie chcą tego puścić bez ochrony w świat, a Vash boi się jechać i zostawić siostrę samą. Odbierz i przywieź dla mnie towar, a dam ci grzebień.
                Zapadła cisza. Mińsk. Szwajcaria. Zapewne Berno, bo Vash zazwyczaj tam przebywał. Ta kobieta najwyraźniej zwariowała.
- OSZALAŁAŚ?! – krzyknął Feliks, czując narastającą panikę. – To jest ze 2000 kilometrów! Wiesz ile ja tam będę jechał?! – Jak ona sobie to w ogóle wyobrażała? Przecież pociągiem zajmie mu to najmniej kilka dni. Nie mówiąc już ile zapłaci za bilety, a jego pieniądze powoli się kończyły. Więc jak on na Wielką Siłę Wyższą miał przebyć taką odległość?!
                Białoruś za to wyglądała na wyjątkowo spokojną, zresztą przez całą ich rozmowę taka była. To powoli zaczynało być nienormalne, mówcie co chcecie, ale każdy po takiej dawce rewelacji, jaką ta dziewczyna usłyszała powinien co najmniej poczuć się zagubionym. A Polska mógł się założyć, że kiedy tylko wyjdzie ona zaparzy sobie kawę i w myślach będzie narzekać, jak nudny był ten dzień.
- No to chyba naturalne, że zapewnię ci transport? – Dziewczyna uniosła brew, a wyraz jej twarzy stał się kpiący, jakby śmieszyła głupota chłopaka, który naburmuszył się uroczo. – Sądzę, że samolot nie będzie problemem, jeśli tylko zadzwonię… - chichot- tak, on jest mi winny przysługę, nawet jeśli o tym nie wie. Powiedzmy, że masz być na lotnisku o… - spojrzała na elegancki zegarek na swoim przegubie – o dwudziestej. Masz jeszcze pięć godzin. Nakażę przyjąć cię poza kolejnością, także nie masz co się przejmować odprawą.
                Chłopak pokiwał głową. Czasem miał wrażenie, że takie kobiety jak Natasha potrafiłyby załatwić wszystko, łącznie z zamrożeniem piekła. Poczuł też nagle smutek. Bądź co bądź spędził dziś miłe popołudnie… I zdecydowanie nie widział nic niebezpiecznego w odwiedzinach w Szwajcarii, a w zamian za to odzyska grzebyk… Wizja powrotu do domu znów się przybliżyła. Wyciągnął rękę w stronę dziewczyny.
- Do widzenia – powiedział poważnie. – I dziękuję, że nie rozprułaś mi tętnicy tym nożem.
- Do zobaczenia Feliksie – odpowiedziała uśmiechając się prawie że miło. – Nic jeszcze nie jest stracone.