piątek, 22 lutego 2013

Urodziny Liechtenstein

Berno wyjątkowo mu się podobało. Zawsze wyobrażał sobie Szwajcarskie miasto jako zaśnieżone miasteczka leżące w kotlinach i otoczone malowniczymi szczytami… Teraz ciekawie rozglądał się po letnim krajobrazie stolicy, wyglądając przez okno taksówki, która miała go zawieźć do domu Vasha.
Czuł się trochę jak turysta z filmów, który przyjeżdża do Nowego Jorku i z miną karpia patrzy po wieżowcach. W pewnym momencie przejechali po olbrzymim moście, prowadzącym na drugi brzeg rzeki Aare, a Feliks wydał z siebie zachwycone „łaaaał…”. Rzeka miała kolor szmaragdu, co nieco przypominało mu małe jeziorko, leżące formalnie w granicach jego Szczecina… Ale nigdy nie sądził, że taki kolor wody można zobaczyć w środku tłocznego i ruchliwego miasta.
Cała podróż trwała dość długo, bo miasto wydawało się być strasznie zakorkowane, jakby wszyscy zwołali się i postanowili jechać w tą samą stronę co Feliks. Kiedy już zatrzymał się pod elegancko wyglądającą kamienicą zauważył, że pobliski parking jest pełen, podobnie jak ten kawałek dalej. Samochody stały też zaparkowane na chodniku. Polska otworzył szerzej oczy – nie podejrzewał Szwajcarów o zachowanie tak powszechne w jego kraju. Odliczył odpowiednią ilość franków, które zakupił przed wylotem z Białorusi i podał kierowcy. Ten odezwał się do Feliksa wesołym głosem w czymś, co w ogólnym znaczeniu tego słowa przypominało niemiecki. Chłopak mruknął ciche „Danke”, mając nadzieję, że nie facet nie wciągnie go w dłuższą konwersacje. Już zdążył zapomnieć, jak koszmarny akcent i dialekt mają Szwajcarzy i Austriacy. Feliks zwykł mówić, że legenda głosi, że kiedyś był to niemiecki… Cóż, grunt, że u podstaw tego leżał całkiem zrozumiały dla niego język, a nie na przykład francuski, bo z tego nie zrozumiałby już ani słowa, a tu mógł się przynajmniej domyślać.
Wszedł do kamienicy i od razu jego uszu doleciało coś, czego w ogóle nie spodziewał się w takim zwykłym, szwajcarskim domu. Zawsze mu się wydawało, że Vash bardzo dba o ciszę i porządek, w końcu był rodziną Austrii i Niemiec… A tu jakieś krzyki, śmiechy, śpiewy? Co się dzieje…?, pomyślał Feliks i wszedł na wyższe piętro. Spojrzał niepewnie na drzwi, zza których wydobywał się hałas. Zerknął jeszcze na kartkę z adresem – wszystko się zgadzało… Zadzwonił do drzwi. Po chwili otworzyła mu mała osóbka, ubrana w uroczą różową sukieneczkę. Miała krótkie, blond włosy, na których zawiązała dobraną pod kolor różową wstążkę. Wyglądała na bardzo radosną i podekscytowaną.
- Polsko! – krzyknęła dziewczyna i od razu rzuciła się na zszokowanego Feliksa obejmując go w pasie i głowę tuląc mu do klatki piersiowej. – Nawet ty przyjechałeś! Braciszek cię zaprosił, prawda? On jest taki kochany dla mnie!
- L-Liechtenstein! – krzyknął Polak automatycznie ją przytulając do siebie. Nie miał jednak pojęcia o czym mówi dziewczyna – na co właśnie przyjechał i dlaczego niby Szwajcaria miał go zaprosić? Głupio mu jednak było pytać, bo Lili wyraźnie cieszyła się z jego obecności, a to było miłe i dość znajome. Może więc jego sobowtór nie był takim totalnym idiotą, skoro potrafił wzbudzić sympatię Liechtenstein?
- Lili, kto to przyszedł? – Dał się słyszeć głos Szwajcarii, a po chwili Vash we własnej osobie stanął koło siostry w progu. – Polska? – zdziwienie na jego twarzy było warte wszystkich problemów, jakie ostatnio miał Feliks. Widocznie on sam nie wierzył w to, co widzi. – Nie sądziłem, że… Zapraszałem dużo osób, ale… - Szwajcar wziął się w garść i z powagą wyciągnął rękę do przybysza. – Bardzo się cieszę, że przyjechałeś na urodziny mojej siostry. To dla niej na pewno dużo znaczy, prawda Lili? – Imię siostry wypowiedział z czułością, o jaką chyba nikt nigdy by go nie posądzał. Dziewczynka w odpowiedzi pokiwała głową tak żywo, że Feliks bał się, że ta zaraz zleci jej z szyi. Sam uścisnął rękę gospodarzowi i uśmiechnął się miło.
                A więc mała Lili miała urodziny! No cóż, nie mógł udawać, że wiadomość ta go nie uspokoiła. Wyglądało na to, że to całkiem zwyczajna impreza – bez jam w ziemi, bez doradzających korzeni, bez wróżek w ręcznikach, zmieniających płeć sukkubów, bez dziwnych dzieci i bez żadnych morderców na zlecenie! Szwajcaria i jego siostra wyglądali normalnie – mieli normalny kolor, brak dodatkowych głów czy członków i nie warczeli na niego, jakby był ich najgorszym wrogiem. Natalia kazała mu załatwić interesy, ale… Nie zabroniła się bawić!
                Feliks zapomniał o tym, w jakich okolicznościach tu przybył i że drugi on może narobić poważnych szkód w jego życiu. Ostatnio nic innego nie robił tylko jeździł i przekonywał każdego, że tak naprawdę to nie jest tym, na kogo wygląda i błagał o pomoc. Teraz miał okazję się wyluzować, spędzić trochę czasu z ludźmi i po prostu odpocząć od całego tego światowego bałaganu. Kiedy więc rodzeństwo Zwingli cofnęło się w drzwiach, tym samym zapraszając go do środka, nie wahał się ani przez chwilę. Pewnym krokiem wszedł do środka i rozejrzał się z ciekawością dokoła.
                Wnętrze urządzone było bardzo nowocześnie, co w ogóle Feliksowi nie pasowało do wnętrza kamienicy. Mimo wszystko wystrój był skomponowany z gustem i smakiem. Kanapy wyłożone ciemną skórą stały ułożone dokoła stolika o szklanym blacie. Na półeczce pod blatem leżały magazyny, które przeglądała grupka chichoczących dziewczyn. Pokazywały coś sobie na zdjęciach w piśmie, najwyraźniej zachwycając się jednym z aktorów. Ogromny telewizor wyglądał na bardzo drogi, a pod nim stał najnowszy odtwarzacz. Wszędzie kręcili się ludzie – w większości były to młode dziewczynki, na oko w wieku Liechtenstein, ale byli też dorośli. Wyglądali jakby byli bardzo znudzeni, ale widocznie przyzwoitość kazała im przyjść i złożyć życzenia jubilatce.
- Usiądź, rozgość się – powiedział Vash, wskazując na kanapy. Na jednej z nich siedział widocznie znudzony Austria. Polska podszedł do niego i usiadł obok.
- Cześć Roderich – przywitał się niepewnie. Nie miał pojęcia, czego się spodziewać, bo mimo, że wszystko wyglądało normalnie wiedział doskonale, że pozory potrafią być bardzo mylące.
- Witaj Feliksie – odpowiedział młodzieniec, popijając lampkę wina. – Widzę, że nie jestem jedynym, który postanowił sprawić małej Lili przyjemność? Musisz się przygotować na bitwę na poduszki… Kto by pomyślał, że siostra zamkniętego w sobie Vasha ma tyle przyjaciółek?
                Polak wyobraził sobie Rodericha w piżamce okładającego się z bandą dziewczynek poduszkami. Wizja ta tak go rozśmieszyła, że wybuchnął wesołym śmiechem, co znowu sprawiło, że Austria prychnął, najwyraźniej niezadowolony z tego, że ktoś nie docenia poświęcenia na jakie się zdobył.
- Nie gniewaj się – zachichotał Feliks, starając się uspokoić. – Czy Lichtenstein miała już tort? Nie chciałbym tego przegapić…
- Nie, zdążyłeś na czas… Zdaje się, że ona też nie może się już tego doczekać.
                Polska rozejrzał się dokoła. Faktycznie, ilość skaczących wszędzie nastolatek była przerażająca. Liechtenstein właśnie tańczyła z jakimś chłopcem coś w rodzaju wolnego tańca – trzymali się za ręce i dreptali w kółko, oboje bardzo czerwoni na twarzy. Lili wyglądała, jakby zaraz miała zemdleć ze szczęścia. Jakie to urocze, pomyślał Feliks, pierwsze zauroczenie. Powiódł wzrokiem dalej, aż dostrzegł Vasha, który właśnie ostro zmywał głowę komuś, kto chyba zbił coś cennego. W każdym razie chłopiec, nad którym Szwajcar się pastwił patrzył smutno w kupkę zbitej porcelany i wyglądał, jakby zaraz miał się rozpłakać. Naprawdę, Vash był nieraz okropny… Musiał się przecież liczyć z faktem, że przy takiej imprezie jego dom nie wyjdzie bez szwanku!
- Miałeś ostatnio wpaść do Węgierki – Z zamyślenia wyrwał Feliksa Roderich. – Wspominała mi, że byliście umówieni.
                Polak spojrzał na Austrię ze zdumieniem. Umawiał się z Elą? Nie przypominał sobie tego, żadne z nich ostatnio nie miało czasu na zakupy czy chociażby spotkanie na mieście. Na pewno też nie pomagała spora odległość dzieląca ich domy.
- Naprawdę? – zapytał głupio, za co Austria popatrzył na niego z dezaprobatą. Widocznie nie mógł zrozumieć, jak można zapomnieć o spotkaniu z kobietą. A do Feliksa dotarło, jak głupio się zachował. Przecież to nie on miał się zobaczyć z Węgierką, ale jego „zastępca”. W końcu to nie jego świat. Dlaczego więc zareagował tak automatycznie?
                Trochę go to przeraziło. Nie powinien przyzwyczajać się do tego świata. Z jednej strony wydawało mu się niemożliwe zapomnieć, skąd pochodzi. Przecież tyle go z jego rzeczywistością łączyło – w końcu to było całe jego życie. Ale jeszcze przed chwilą… Tutaj mógł nawet czuć się jak w domu. Wśród przyjaciół i znajomych, całkowicie normalnych. Było to jednak też trochę niepokojące… Poprzednie spotkania nie kończyły się dobrze, ale w tym domu wszystko wydawało się być zwyczajne – ot starszy brat urządził swojej małej siostrze przyjęcie urodzinowe. Feliks jednak przeczuwał, że coś się stanie, choć nie miał pojęcia co.
- Polsko? – Austria wyglądał na zirytowanego. Widocznie podczas, gdy Felek pogrążył się w swoim własnym życiu wewnętrznym on zadał mu jakieś pytanie.
- Przepraszam, zamyśliłem się. Co mówiłeś? – zapytał chłopak.
- Naprawdę, nie powinieneś tak ignorować rozmówcy, to co najmniej niegrzeczne – zganił go Roderich, na co Feliks zareagował głośnym westchnięciem i wywróceniem oczami. Widocznie Austria w każdym wymiarze był dobrze wychowanym paniczykiem. – Mówiłem ci właśnie, że chyba zbliża się z Szwajcaria z tortem. Chyba na to czekałeś, prawda?
                Polska odwrócił się gwałtownie i dostrzegł, jak Vash wchodzi do salonu niosąc z wyraźnym trudem jaskraworóżowy tort. Wśród gości zapanował zgiełk i chaos – dziewczynki piszczały i ustawiały się dokoła stołu, pchając się niesamowicie, jakby spodziewały się zobaczyć jakieś niesamowite widowisko. Na kanapie jako jedyna pozostała Liechtenstein, jeszcze bardziej zarumieniona i podekscytowana. Szwajcaria w tym czasie podszedł do niej, przepychając się przez tłum i starając się nie upuścić ciasta, które postawił w końcu na stole przed siostrą. Polska ze zdziwieniem zauważył, że wszystkie świeczki są zgaszone. To dziwne, pomyślał. Przecież powinna je zdmuchnąć, prawda? Może dopiero będą je zapalać, bo nie chcieli, żeby coś się stało?
- Moi drodzy! – krzyknął Vash, a w jego głosie dało się słyszeć skrywane wzruszenie. Austria westchnął, jakby kompletnie nie mogło do niego dotrzeć, jak można tak stracić nad sobą panowanie. – Dziś jest szczególny dzień! Zebraliśmy się tu wszyscy, by świętować z Lili wyjątkowy dla niej dzień. Bo właśnie dziś moja mała siostrzyczka – tu obdarzył Liechtenstein czułym spojrzeniem, które w ogóle do niego nie pasowało – pierwszy raz użyje swojego ognia!
                Feliks zamrugał gwałtownie. Ognia? Ok, dziewczynka nie była już dzieckiem, to jasne, ale czy naprawdę Szwajcaria zamierzał dać jej się bawić zapalniczką?
                Wyglądało jednak na to, że, oprócz Polski, nikt nie ma zastrzeżeń. Przeciwnie – zgromadzeni goście zaczęli entuzjastycznie krzyczeć i klaskać, ale też dopingować Lili. Kilka z jej koleżanek z podniecenie przebierały nogami i zaciskały kciuki. Całość wyglądała, jakby Liechtenstein miała zaraz dokonać jakiegoś niewiarygodnie trudnego i wiekopomnego czynu.
- Pomyśl życzenie! – krzyknęła jedna z dziewczynek, co spotkało się z aplauzem. Jubilatka zaś uśmiechnęła się radośnie i zamknęła oczy, jakby faktycznie namyślała się chwilę nad tym, czego sobie życzyć. A chwilę potem…
                Polska przez długi czas starał się potem wymazać to wspomnienie z głowy, ale wiedział doskonale, że zostanie ono z nim już na zawsze. Pamiętał dokładnie, jak Lili otworzyła oczy, ale nie były one już takie… Zwyczajne. Wyglądały raczej, jakby Liechtenstein patrzyła w ogień – chłopak mógł przysiąc, że widział odbijające się w nich płomienie, choć było to niemożliwe. Dziewczynka otworzyła usta, ale nie na całą szerokość – wyglądało to raczej tak, jakby zamierzała coś powiedzieć. Zamiast tego jednak nabrała gwałtownie powietrza, napięła mięśnie i z całej siły dmuchnęła. A wraz z powietrzem z jej ust wydobył się niewielki płomyk, który od razu podpalił knoty świeczek.
                Dokoła wybuchły brawa i okrzyki uznania, jedynie Feliks siedział jak zamurowany. Liechtenstein wydawała się nieco zawstydzona, ale i dumna z siebie, przesuwała wzrokiem po gościach, jakby szukając w nich aprobaty i dumy dla tego, co przed chwilą zrobiła. W końcu jej i Polski spojrzenia się spotkały. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego uroczo, a chłopak dostrzegł, że z ust i nosa unoszą jej się delikatne stróżki dymu. I to było ostatnie, co zdążył zarejestrować, bo jego organizm tego po prostu nie wytrzymał. Feliks zemdlał.

Jak już obiecałam - jest! Długo pisana (stanowczo za długo - obiecuję wziąć się za siebie!) kolejna część. Jestem z niej dość zadowolona, bo zaczyna pobyt w Szwajcarii - zamierzam tej części opowiadania poswięcić więcej uwagi. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Indżoj!

sobota, 16 lutego 2013

Od autorki

Wiem, że dawno nie dostaliście niczego nowego i przepraszam. Po prostu ostatnio nie mam zbytnio czasu, a i mój dostęp do komputera został ograniczony. Obiecuję jednak, że w najbliższym czasie dodam notkę, która jest już prawie skończona. Tym razem będzie też dłuższa.
I jedna kwestia tak na koniec. Nie mam nic przeciwko krytyce. Ale proszę o jakieś uzasadnienie. Teksty typu "bezsensowne, pornograficzne bzdety" będę usuwać, bo nie wnoszą nic do mojego pisania. Pornograficzne? Radzę sprawdzić w słowniku definicję tego słowa. Jeżeli ktoś mi zarzuca cokolwiek to chętnie wysłucham, ale poparte odpowiednimi argumentami (no nie wiem, nie trzymanie się kanonu, błędy ortograficzne czy interpunkcyjne, brak sensu czy logiki, cokolwiek!) Przyznam, że takie zachowanie mnie zabolało, bo nie lubię, gdy ktoś na mnie najeżdża, a ja nie mam pojęcia, co tak naprawdę mu się nie podoba ^_^
Jeszcze raz przepraszam i dziękuję za wzięcie pod uwagę mojej prośby. Trzymajcie się ciepło!