niedziela, 11 listopada 2012

"Jestem erynią skarbie. Mam to we krwi"

Powracam pełna sił i chęci do pisania! Wybaczcie przerwy, to naprawdę nie zależy ode mnie... Szkoła ma swoje wymagania. Zachęcam też do komentowania (łatwiej mi pisać, gdy wiem co wam się podoba). Tym razem jest chyba nieco dłużej, choć nie jestem pewna. No i mam nadzieję, że się spodoba ^_^


Feliks miał wrażenie (nie po raz pierwszy zresztą), że to jakiś kiepski żart. Jakaś paskudna, tajemnicza i wyjątkowo wredna siła zabrała go z jego przytulnego świata i wrzuciła prosto w środek jakiejś chorej zawieruchy. I jakby tego było mało teraz Natasha groziła mu nożem. Co ona powiedziała? Że ma inną… Aurę? O co mogło chodzić? Czyżby Białoruś bawiła się w jakieś medytacje?
- Wyjaśnię – powiedział powoli, unosząc ręce w uspokajającym geście. – Ale to dość długa historia.
- Nie spieszę się – warknęła dziewczyna, jednak na jej twarzy odmalowała się jakby ulga. Czyżby mimo całej swej morderczej natury nie chciała go tak po prostu krzywdzić?
- Nie jestem stąd – zaczął Feliks, mając nadzieję, że mu uwierzy. – Pochodzę z równoległego wszechświata… W każdym razie to coś w tym rodzaju. Pewnie dla tego wydaję ci się obcy. Chcę tylko wrócić do domu, rozumiesz? Nic innego. A do tego potrzebuję grzebyka Katii, bez tego zostanę tu na zawsze.
                Po tym jak zamilkł zapadła cisza, która wydawała się aż ranić uszy. Natasha wpatrywała się w niego z lekko zmarszczonymi brwiami, jakby gruntownie myślała nad tym, co właśnie usłyszała. Wydawała się być jednak spokojna, a to w sumie było lepsze niż Białoruś ogarnięta szałem. Nie chciał myśleć, co mogłaby mu zrobić będąc zdenerwowaną.
                Po chwili jednak zaczął się niepokoić tą ciszą i brakiem reakcji kuzynki. Nie czuł się dobrze w sytuacji, gdzie mógł tylko liczyć na jej zrozumienie, a ona za to była uzbrojona i niebezpieczna. Ale zaatakowanie jej nie wchodziło w grę, była zbyt dobra w walce, by miał jej zagrozić. Poza tym, był pewien, że jeśli tylko dziewczyna nie chce, by ktokolwiek odnalazł grzebyk, to nikt go nie znajdzie.
 - To wiele wyjaśnia – powiedziała w końcu cicho i odłożyła nóż na biurko. – Jak już wspominałam masz zupełnie inną aurę, a twoja sygnatura… Właściwie nie istnieje. Nie jesteś magiczny, prawda? – zwróciła się do Feliksa, który zdecydowanie potrząsnął głową. – Tak, tak właśnie sądziłam. W takim razie czekam na całą tę długą i pasjonującą historię.
                I tak chłopak opowiedział jej o tym, jak życzył sobie innego życia, jak obudził się rano napastowany przez jakiegoś sukkuba (w tym momencie Białoruś parsknęła mało dyskretnym śmiechem mrucząc pod nosem „Biedny Francis…”), jak wezwał Anglię, opisał swoją podróż prosto do ukraińskich lasów i spotkanie z Yekateriną, a potem przeszedł do błądzenia po Mińsku i spotkania tego dziwnego dzieciaka…
- Jakiś problem miałeś z  Dymitrim? – przerwała mu opowieść unosząc elegancko brew. – To takie dobre dziecko… Takie pomocne.
- Pracuje dla ciebie? – zapytał ciekawie Polska, chcąc się przy okazji czegoś się dowiedzieć.
- Można to tak nazwać. – Dziewczyna założyła nogę na nogę i odchyliła się w fotelu, przeciągając się w sposób, który Feliksowi przypominał rozleniwioną kotkę przed kominkiem. – Jego ojciec potwornie ich bił. No wiesz, jego i jego matkę. Przyszła do mnie pewnego dnia z dzieciakiem na ręku… - Białoruś zacisnęła dłonie w pięści, na jej twarzy pojawiła się czysta wściekłość. – Nie miała pieniędzy, co za tym szło nie miała mi jak zapłacić. Ale błagała mnie bym im pomogła, żebym ich ratowała, bo ten bydlak ją kiedyś zabije. Ofiarowała mi w zamian dziecko. Zabiłam sukinsyna.
                Polak milczał. Od kiedy tu wszedł wyobrażał sobie, jak wygląda profesja Natashy. Szczerze mówiąc to nawet się nie zdziwił, zawsze w końcu była świetna w walce bronią białą, była twarda i bezwzględna. Ale to co teraz powiedziała skonfrontowało boleśnie prawdę z jego osądem. Może jednak wcale nie zależało jej przede wszystkim na kasie? Wszak pomogła tej kobiecie… Z drugiej strony nie miał pojęcia jak mogła rozpoznać czy ktoś naprawdę jest winna zarzucanej mu zbrodni czy jedynie udaje. Przecież… Była masa kłamców, którzy na pewno z chęcią pod fałszywym pretekstem pozbyliby się jednego czy drugiego kolegi z pracy.
- Jakim cudem wiesz, kiedy ktoś faktycznie zasługuje na śmierć? – spytał, nieco bojąc się odpowiedzi.
- Jestem erynią, skarbie – westchnęła Białoruś. – Mam to we krwi.
- Kim jesteś? – Feliks otworzył szerzej oczy. Miał wrażenie, że kiedyś już słyszał tę nazwę, ale nie miał zielonego pojęcia gdzie.
- Dobra, potomkinią eryni – mruknęła dziewczyna, najwyraźniej źle rozumiejąc zdziwienie kuzyna. – To greckie boginie zemsty. Ja po prostu… Kiedy ktoś popełnia naprawdę ciężką zbrodnię to odciska ślad w jego aurze. Wystarczy, że spojrzę na tę osobę i wiem. Zdarzają się krnąbrne dzieci, które próbują mnie namówić do zabójstwa ojca, licząc na spadek. – Uśmiechnęła się w taki sposób, że Polaka przeszły ciarki. To był najbardziej wyrachowany i źle wróżący uśmiech jaki w życiu widział. – Musisz wiedzieć, że erynie mają obowiązek mszczenia krzywd. A już szczególnie ciężko karzemy zbrodnie w rodzinie. Nawet, jeśli nie zostały dokonane, a jedynie taki był zamiar.
                Tu Polska pomyślał o „swojej” Natashy. Kochała rodzinę, a szczególnie braciszka i za nic nie dałaby go skrzywdzić. To zabawne, że mimo częściowych zmian w tym świeci większość cech pozostawała ta sama… Inaczej się one po prostu ujawniały.
- Em… Białoruś? Oddasz mi ten grzebyk? – Skoro dziewczyna wyraźnie się uspokoiła to czemu nie miał wrócić do sprawy? A nóż widelec…
- Ani mi się śni – Nóż widelec poszły popełnić samobójstwo. – Przynajmniej nie za darmo. Jeśli coś dla mnie zrobisz to możemy pogadać na temat zwrotu tej… Rzeczy.
- Jesteście straszne! – poskarżył się płaczliwie, ale w głębi duszy odżyła w nim nadzieja. Co takiego mogła mu kazać zrobić Białoruś? Boże, błagam niech chodzi jej o umycie okien czy coś w tym stylu… - Co mam zrobić?
- Jest jedna rzecz… Ostatnio zamówiłam u Szwajcarii pewną rzecz. Rozumiesz, on jeden patrzy na mnie w miarę przychylnie, w końcu jest neutralny i tak naprawdę nic go nie obchodzi. Ale nie może mi jej dostarczyć, bo kontrolerzy na granicy nie chcą tego puścić bez ochrony w świat, a Vash boi się jechać i zostawić siostrę samą. Odbierz i przywieź dla mnie towar, a dam ci grzebień.
                Zapadła cisza. Mińsk. Szwajcaria. Zapewne Berno, bo Vash zazwyczaj tam przebywał. Ta kobieta najwyraźniej zwariowała.
- OSZALAŁAŚ?! – krzyknął Feliks, czując narastającą panikę. – To jest ze 2000 kilometrów! Wiesz ile ja tam będę jechał?! – Jak ona sobie to w ogóle wyobrażała? Przecież pociągiem zajmie mu to najmniej kilka dni. Nie mówiąc już ile zapłaci za bilety, a jego pieniądze powoli się kończyły. Więc jak on na Wielką Siłę Wyższą miał przebyć taką odległość?!
                Białoruś za to wyglądała na wyjątkowo spokojną, zresztą przez całą ich rozmowę taka była. To powoli zaczynało być nienormalne, mówcie co chcecie, ale każdy po takiej dawce rewelacji, jaką ta dziewczyna usłyszała powinien co najmniej poczuć się zagubionym. A Polska mógł się założyć, że kiedy tylko wyjdzie ona zaparzy sobie kawę i w myślach będzie narzekać, jak nudny był ten dzień.
- No to chyba naturalne, że zapewnię ci transport? – Dziewczyna uniosła brew, a wyraz jej twarzy stał się kpiący, jakby śmieszyła głupota chłopaka, który naburmuszył się uroczo. – Sądzę, że samolot nie będzie problemem, jeśli tylko zadzwonię… - chichot- tak, on jest mi winny przysługę, nawet jeśli o tym nie wie. Powiedzmy, że masz być na lotnisku o… - spojrzała na elegancki zegarek na swoim przegubie – o dwudziestej. Masz jeszcze pięć godzin. Nakażę przyjąć cię poza kolejnością, także nie masz co się przejmować odprawą.
                Chłopak pokiwał głową. Czasem miał wrażenie, że takie kobiety jak Natasha potrafiłyby załatwić wszystko, łącznie z zamrożeniem piekła. Poczuł też nagle smutek. Bądź co bądź spędził dziś miłe popołudnie… I zdecydowanie nie widział nic niebezpiecznego w odwiedzinach w Szwajcarii, a w zamian za to odzyska grzebyk… Wizja powrotu do domu znów się przybliżyła. Wyciągnął rękę w stronę dziewczyny.
- Do widzenia – powiedział poważnie. – I dziękuję, że nie rozprułaś mi tętnicy tym nożem.
- Do zobaczenia Feliksie – odpowiedziała uśmiechając się prawie że miło. – Nic jeszcze nie jest stracone.

sobota, 20 października 2012

Natasha Arlovskaya - płatna morderczyni

Przede wszystkim: Boże przepraszam za tak długą przerwę! Szkoła niestety jest instytucją wymagającą, więc nie będę obiecywać szybkich postów. Proszę jednak o cierpliwość, bo pojawiać się będą na pewno!
 
-Przepraszam? Natasha Arlovskaya? Nie? – Kolejną osobę już pytał o to nazwisko. Starał się mówić po polsku, ale najwyraźniej nikt na Białorusi nie był na tyle miły by mu odpowiedzieć… Choć widział po ich oczach, że rozumieli. Pewnego starszego pana zagadał nawet po rosyjsku, licząc na to, że a nóż widelec może zna Natashę, ale mężczyzna tylko na niego nawrzeszczał. Polska uciekł cały czerwony na twarzy, blokując wciąż rozumiane przez niego rosyjskie wyzwiska. Albo facet kompletnie nie znał dziewczyny i uznał drobnego blondyna za jakiegoś wyłudzacza… Albo przeciwnie, znał ją doskonale. Feliks uważał, że oba te warianty za bardzo prawdopodobne.
                Minął po raz pięćsetny jedną ze starych cerkwi i przystanął z głębokim poczuciem beznadziei. Gdzie, no gdzie byłbym, gdybym był Białorusią? Pomyślał i westchnął. Na pewno nie siedzi w jakimś kanale… Wyciągnął z kieszeni mapę od Yekateriny. Co z tego, że była dokładna, kiedy on i tak się zgubił?! Ulica, na której miała mieszkać Natasha była w tym momencie cała zastawiona koparkami. Po rozmowie z robotnikami zrozumiał, że ludzie zostali czasowo przemieszczeni do wolnych kamienic, ale gdzie się one znajdowały, tego nikt nie potrafił powiedzieć.
- Bez sensu… - mruknął cicho i uniósł wzrok, by mało co nie dostać zawału. Przed nim stało urocze dziecko, miarowo konsumujące lizaka. – Zabije mnie ten kraj, naprawdę…
- Szukasz pani Natashy – stwierdził maluch idealną polszczyzną. Feliks uniósł brwi. Nawet nie zdziwił się, że dziecko mówi do niego w jego ojczystym języku, ale tym, że nie wydaje się wcale zdziwione obiektem jego poszukiwań. – Masz problem, prawda?
                Problem? Siedzę w jakimś głupim, magicznym świecie i gadam z dzieckiem, które najwyraźniej jest nawiedzone. Nie, nie mam problemu, wszystko w moim życiu układa się super!
- Każdy szuka pani Natashy, kiedy jego problemy zaczynają go przytłaczać. Mama też jej kiedyś szukała. – Chłopiec polizał lizaka. Wyraźnie zdawał się nie być skrępowany faktem, że rozmawia z osobą dużo od niego starszą. – Mogę cię do niej zaprowadzić. Ona lubi, gdy przyprowadzam jej klientów.
                Jak wiele rzeczy jeszcze mnie tu zadziwi?, pomyślał Feliks idąc za maluchem.


                Stał przed wyjątkowo obskurną norą i patrzył na prowizorycznie zamontowany nad wejściem napis „Natasha Arlovskaya – prywatny zabójca”. Czuł, że krew odpływa mu z twarzy, gdy raz po raz czytał te cztery słowa, a w głowie krążyła mu jakaś setka dziwnych pytań. Jednym z nich było „Co jej strzeliło do łba, żeby się ogłaszać publicznie?!”. Kolejnym „Jak to możliwe, że jeszcze jej za to nie zamknęli?!”. A ostatnim i chyba najdziwniejszym „Z jakiego powodu ten maluch dla niej pracuje?!”.
                Poklepał dziecko po głowie i na miękkich nogach podszedł do odrapanych drzwi. Nacisnął klamkę (pukanie wydawało mu się dziwne) i z niemałym trudem otworzył je. Skrzypnęły głośno, ale uchyliły się nieznacznie. Wślizgnął się do środku, mając szczerą nadzieję, że będzie miał jeszcze chwilę, by się wewnętrznie przygotować do tego spotkania.
                Wnętrzne jednak wywarło na nim raczej pozytywne wrażenie. Było podobne do zwykłej poczekalni – ciepły, kremowy kolor nieco już wyblakłych tapet, krwiście czerwone, skórzane kanapy, stolik ze szklanym blatem. Na ścianach wisiały zdjęcia o najróżniejszej tematyce – od pejzaży i widoków na miasta, do portretów. Feliks szedł wzdłuż nich, chcąc jak najbardziej oddalić chwilę spotkania z kuzynką. Uniósł brew na widok jednego z zdjęć. Ivan wyglądał na nim na szczęśliwego, tuląc do siebie obie siostry. Nawet Natasha była tu uśmiechnięta, uroczo oplatając szyję brata ramionami.
- Zamierzasz wejść czy czekasz na specjalne zaproszenie? – dobiegł go zza pleców zimny głos, jasno dający do zrozumienia, że jego posiadaczka nie jest w najlepszym nastroju. Odwrócił się i ujrzał Białoruś w całej swej okazałości… Ale nie wyglądała tak, jak ją zapamiętał. Wciąż miała długie, niesamowicie jasne włosy, które potrafiły w każdym rozbudzić fryzjerską naturę i piękne niebieskie oczy, ale… Jej sposób ubierania się. Natasha, którą pamiętał chodziła w sukieneczkach i fartuszkach, nadających jej wygląd niewinnej dziewczynki. Teraz ubrana była w gustowną, szarą garsonkę i taką samą spódniczkę do kolan. Wyglądała niezwykle dorośle w tym stroju, nawet zrezygnowała ze swojej ukochanej wstążeczki, która zawsze dekorowała jej fryzurę. W rękach trzymała plik papierów, a z kieszonki na piersi wystawał długopis. – No halo? Feliks? Domyślam się, że jesteś tu w sprawie tego tam od wykopalisk tak?
                Tego tam od wykopalisk? Przyjrzał jej się uważniej. Nie, nie wyglądała na zaskoczoną jego widokiem. Czyżby jego sobowtór często u niej bywał? Ciarki go przeszły na tę myśl. Jak bardzo różny był od tej wersji samego siebie? Im więcej rzeczy stawało się dla niego jasnych, tym głębszą miał nadzieję, że nigdy swojej „kopii” nie spotka.
- Nie jestem tu w sprawie żadnego tego tam – powiedział mechanicznie. Kolejna osoba, której trzeba wytłumaczyć kim jest i skąd pochodzi… Czy Natasha okaże się tak samo wyrozumiała jak Katia? A może uzna, że oszalał i każe go oddać władzom? – Ja…
- Och, daj spokój, przecież nie będziemy tutaj załatwiać interesów. – Podeszła do dyskretnie schowanych za wystającą ścianką drzwi i popchnęła je biodrem. – Zapraszam do gabinetu.
                Gabinet też sprawiał dość przyjemne wrażenie, choć był urządzony dużo surowiej niż poczekalnia. Biurko z ciemnego drewna, oszklony regał takiego samego koloru i dwa wygodne fotele – wszystko to przypominało Feliksowi, że nie jest tu dla zabawy lecz w sprawach… „Służbowych”. Usadowił się na jednym z skórzanych foteli, ale nie mógł się odprężyć, więc tylko zaczął sobie nerwowo wyłamywać palce. Nie czuł się bezpiecznie w towarzystwie płatnej morderczyni, nawet jeśli była jego kuzynką.
- Więc w czym rzecz? – Białoruś odłożyła papiery na biurko i usiadła naprzeciw Polski. – Wydawało mi się, że dobrze zajęłam się ostatnim panem… Chyba nie miałeś po tym kłopotów?
- Słuchaj, ja nie jestem tu w sprawach… Ja nie chcę, żebyś nikogo dla mnie mordowała! – krzyknął desperacko chłopak. Jak miał jej to wyjaśnić? – Chodzi o ten grzebyk!
                Natasha uniosła elegancko brew i założyła nogę na nogę. Wydawała się być niezwykle spokojna i opanowana, a to nie wiadomo czemu przerażało Feliksa jeszcze bardziej. Jakby… Nie czuła w ogóle zdziwienia.
- Grzebyk? Grzebyk Ukrainy, tak? – zapytała ciepłym głosem. Polska miał wrażenie, że zaraz oszaleje. Białoruś mówiąca ciepłym głosem? Więc to już jego koniec, prawda?
- Tak, o niego chodzi. Zabrałaś jej go… Ona bardzo prosi, żebyś go oddała. – Co prawda Katia nie użyła słowa „proszę”, ale co szkodzi skłamać…
                Oczy dziewczyny błysnęły niebezpiecznie.
- Prosi? Akurat. Ona nigdy nie prosi! – Wyglądała na rozgniewaną. Wdzięcznym ruchem sięgnęła w stronę szuflady i otworzyła ją. Po chwili wyciągnęła z niej nożyk i przejechała palcem po ostrzu. – Masz inną aurę oszuście. Więc radzę ci powiedzieć kim jesteś, bo na pewno nie moim Feliksem… Chyba, że wolisz, bym się tobą zajęła po swojemu.

niedziela, 30 września 2012

Zadanie

Ha! Udało się. Napisałam. I jestem z tego rozdziału maksymalnie niezadowolona, choć końcówka nieco poprawiła mój własny humor. Mam nadzieję jednak, że wam się spodoba. Jak widzicie Feliks nie dostanie ode mnie niczego łatwo.


- Czy ja dobrze rozumiem? – Ukraina podrapała się po głowie. – Jesteś… Innym Feliksem, a w twoim świecie jestem druga ja? I teraz potrzebujesz składników, żeby Anglia mógł cię odesłać do siebie? – Polska pokiwał głową, mając wrażenie, że to brzmi jeszcze głupiej, niż pierwotnie zamierzał. – Ja cię kręcę… Chris Nolan* właśnie popełnił samobójstwo, jako, że zabrałeś mu palmę pierwszeństwa w kategorii „najbardziej poplątana historia”…
- Nic mi nie mów – mruknął cicho chłopak. Starał się dyskretnie obejrzeć sobie kuzynkę, chcąc tym samym zdecydować czym jest. Na razie na myśl przyszedł mu człowiek-ryba, ale to chyba jednak nie to…  - Wiesz jak ja się czuję? Tu wszystko jest… Takie dziwne. Korzenie się na mnie obrażają, pociągi jeżdżą bez spóźnień, a ty jesteś zielona!
                Katia spojrzała na niego zdziwiona, jakby właśnie omawiał najnormalniejsze rzeczy świata.
- A u ciebie jaka jestem?
- No… - zawahał się. Co miał jej powiedzieć? „W moim świecie wyglądasz jak człowiek”?! – Masz taki kolor jak ja. I jesteś blondynką i… Nosisz ciuchy.
                Mina Ukrainki była bezcenna. Wyglądała, jakby ktoś ją mocno uderzył patelnią w głowę. Zamrugała kilkakrotnie i oparła ciężko łokieć o kamień służący za stolik.
- Niesamowite… Ale przecież… Każda szanująca się nimfa musi być zielona!
                A więc była nimfą, zanotował Feliks. Szybko przypomniał sobie listę składników – włos nimfy, oto czego potrzebował od Yekateriny. Całe szczęście… Na pewno nie będzie miał z tym problemów. Katia jakoś nigdy nie przywiązywała uwagi do wyglądu. Przynajmniej nie na tyle, by robić awanturę o jeden wyrwany włos!
- Ukrainkoo… - Obdarzył ją najpiękniejszym spojrzeniem, jakie miał w zapasie. – Użyczysz mi proszę w swej łaskawości jeden ze swych ślicznych niebieskich włosów?
                Już po chwili zdał sobie sprawę z tego, że nie wszystko wziął pod uwagę… Dziewczyna nadęła się okropnie, jej skóra z zielonego przeszła w pomarańcz (niezapomniany widok…) a oczy rozszerzyły się, nabrawszy wcześniej wściekłego wyrazu.
- Co ty sobie myślisz! – wrzasnęła na zdumionego Feliksa. – Niedługo są wybory Miss Jeziora, a ty chcesz moich włosów?! Są największą ozdobą, uważasz, że jak mnie tak oszpecisz to wygram? I co ty chcesz z nimi zrobić, perukę?!
- Ale ja myślałem o jednym włosie! – krzyknął przerażony Polska. W tym momencie ta dziewczyna w ogóle nie przypominała jego kuzynki… Była zbyt pretensjonalna.  Coraz wyraźniej dostrzegał różnice między tą Ukrainą a swoją.
- Jednym? – Zmrużyła oczy. – Na pewno? – Chłopak pokiwał energicznie głową na co Katia wyraźnie się odprężyła. – No cóż, to mogę jakoś znieść. Co prawda mam nadzieję, że nie zepsuje mi to fryzury…
                Nie zepsuje fryzury? Boże, o czym ona myślała? Coraz bardziej miał ochotę uciekać z tej jaskini i na pewno gdyby nie miał w tym swojego interesu to wymówił by się włączonym w domu żelazkiem czy czymś takim.
- Pomożesz mi? – zapytał cicho.
                Wyglądała jakby musiała się nad tym głęboko zastanowić. Wstała od „stolika” i przeszła się kilka razy po swoim… Mieszkaniu. Jej mina wyrażała głębokie zamyślenie, które dla Feliksa było całkowicie niezrozumiałe. Jak można tyle myśleć nad wyrwaniem jednego włosa?!
- Dobra, ale nic nie ma za darmo. – Słucham?! Jeszcze będzie wymagała czegoś w zamian?! To naprawdę nie była jego Yekaterina… - Słuchaj. Natasha ostatnio ukradła mi grzebyk! Zaprosiłam ją na herbatę i zostawiłam dosłownie na chwilę, a ona zwinęła mi mój śliczny grzebień z kości słoniowej, który kiedyś dostałam od Turcji w ramach… Ech, no nieważne. Przekonaj ją, by oddała mi moją własność a oddam ci swój cenny włos.
                Właściwie w tamtym momencie powinien wrzasnąć głośno coś w stylu „NIIIIGDYYYYY!” i uciec w popłochu. Na samo imię Białorusi powinien zwiewać ile sił w nogach i powietrza w płucach. Powinien – ale nie zrobił tego. Może za bardzo zależało mu na tym, by wrócić do domu? A może wierzył, że skoro Ukraina jest tutaj pretensjonalną panienką to Natasha jest miłą i dobrze ułożoną dziewczynką? Kto to wie. W każdym razie wyciągnął w stronę dziewczyny swoją dłoń.
- Umowa stoi.

 
                Tak więc znów siedział w pociągu. Tym razem się spóźnił, ale jakoś nie spieszył się tak bardzo. W czasie, kiedy on siedział w przytulnej jaskini Yekateriny zrobiło się już ciemno, także teraz i tak mu się nie spieszyło. Nie będzie przecież szukał Białorusi po ciemku! Mógłby ją niechcący zaskoczyć… A ona mogłaby potraktować to jako intruza… Więc próbowałaby się bronić, to przecież naturalne. Zadrżał na myśl o samoobronie Natashy. Nie, nie chciał tego doświadczyć. Był dość przywiązany do obecnego kształtu swojej twarzy, nie widział potrzeby niczego w nim zmieniać.
                Ukraina na szczęście oszczędziła mu poszukiwań i dała dokładną mapkę Mińska, z zaznaczonym domem siostry. Miał nadzieję, że ją tam zastanie, bo szczerze mówiąc nie miał najmniejszej ochoty szukać jej po kraju. Nie wiedział, czy na jej terenie korzenie też są takie przyjazne jak w ukraińskich lasach.
                Przeciągnął się wygodnie na siedzeniu. Jakim cudem, pomyślał, zawsze ląduję w przedziale sam? To raczej niezbyt często spotykane… Czuł się trochę samotny. Zdał sobie sprawę, że w tym świecie jest sam, bo tutaj nawet ludzie, których miał za przyjaciół nie byli tacy sami. To jednak tylko dodatkowo go motywowało do działania i dodawało sił w szukaniu kolejnych składników.
                Nagle poczuł ostre pieczenie w obrębie policzka. To przypominało uczucie, jakby przed chwilą ktoś dał mu w twarz ale… Przecież chyba by zauważył, no nie? Może i zdarzało mu się być… Niezbyt bystrym, ale z pewnością dostrzegłby rękę, która go bije! Więc jak to możliwe?
                Z kieszeni torby, w której miał teraz nie tylko mapki od Arthura i Katii, ale też jakie takie zapasy żywności (Ukraina może i była zielona i odrobinę rozpieszczona, ale dalej miała ten matczyny odruch karmienia głodnych), wyjął małe lusterko (Nie, nie pytajcie dlaczego facet nosił przy sobie lusterko kieszonkowe. Nosił i już, dobra?) i obejrzał w nim wciąż piekący go policzek. Wydawało mu się, czy dostrzegł na nim drobny siniak?
- Jak mogłeś?! – Wrzask, który sprawił, że aż podskoczył wydawał się dochodzić z nikąd, ot z przestrzeni. Choć na pewno nie miał problemu z ustaleniem właściciela głosu – nikt nie umiał drzeć się tak pięknie jak Węgry. Ale dlaczego na niego krzyczała? I w ogóle… Gdzie ona była?
                Starał się wsłuchać w ciszę, licząc na to, że Elisabeth jeszcze się odezwie, ale tak się nie stało. Z westchnięciem zdjął buty i położył się na siedzeniu. Miał omamy czy co? Ale ten ból, siniak… O co w tym wszystkim mogło chodzić?
Nie możesz pozostać w tym wymiarze za długo, nie wiadomo co NASZ Feliks wymyśli będąc na twoim miejscu.
                Poderwał się natychmiast, gdy tylko w głowie przebrzmiały mu słowa Anglii. Tamten Feliks. Ten drugi. Obcy.
                Do tej pory wolał o nim nie myśleć, ale teraz już nie mógł tego zignorować. Czy to możliwe, by czuł to co tamten? Nie możliwe, docierałoby do niego o wiele więcej bodźców, to pewne. Może więc tylko te najsilniejsze? Albo tamten chciał mu je jakoś przekazać, pokazać „paaatrz! Niszczę ci życie!”? Sprowokować go do reakcji?
                Nie Feliks, to przesada, zganił się w myślach. Naczytałeś się Harry’ego Pottera i teraz wyobrażasz sobie Bóg wie jakie magiczne więzi. Ale jednak… Jak wytłumaczyć to, co przed chwilą się stało?
                Zmęczony blondyn nawet nie zauważył, kiedy zasnął. Ostatnim, o czym pomyślał było pytanie, co ten głupi zamiennik zrobił Węgierce, że postanowiła mu przywalić…

piątek, 14 września 2012

Pierwsze spotkanie

I jest. Nowa notka. Przede wszystkim przepraszam, że pojawiają się w takich odstępach, ale mam ograniczony dostęp do kompa...
I podziękowania dla Praskedy (tak, dla ciebie!), bo gdyby mnie nie pogonił swoim gadaniem pewnie bym się za to nie wzięła. Mam nadzieję, że tekst przypadnie wam do gustu ^_^
 
 
Siedział w pociągu zastanawiając się ile jeszcze drogi ma przed sobą. Choć nie mógł narzekać – pociąg gnał przed siebie, był wygodny, nie spóźnił się na żadną stację (Feliks miał na kolanach dokładny rozkład, więc mógł to stwierdzić) i w ogóle był taki mało… Polski. Czy to na pewno było jego PKP? Już zapomniał w ogóle, że pociągi powinny przyjeżdżać zgodnie z jakimkolwiek wcześniej zaplanowanym porządkiem. Ten świat jednak był dziwny…
                Przedział miał tylko dla siebie, wyglądało na to, że mało kto chciał udać się na wschód. Czuł się dziwnie z myślą, że ma jechać na tereny Ivana… No przynajmniej tak mu się wydawało. Na mapie, którą dał mu Arthur nie było granic państw, tylko zaznaczone kropkami miejsca, do których miał się udać. Postanowił zacząć od tej położonej na południowy wschód od Warszawy. Podróż płynęła mu dość szybko, ale i nudził się okropnie, nie mając nawet do kogo ust otworzyć.
                Po kilku godzinach wysiadł na czystej i schludnej stacji. Ta nie była opustoszała, kręciło się tu sporo podróżnych czekających na swój pociąg i trochę ludzi zawiadujących peronami. Feliks rozejrzał się nieco zagubiony. Miał wrażenie, że miejsce to nie jest mu do końca obce, ale… Nie umiał go przyporządkować do konkretnej nazwy.
- Przepraszam? – zahaczył jakąś blondynkę z dzieckiem na ręku. – Czy daleko stąd nad jezioro Lubiaż?
                Kobieta popatrzyła na niego nieco zdziwiona i pokręciła głową. Nie rozumiała go? Powtórzył pytanie jeszcze raz, tyle że wolniej. Tym razem wydawało mu się, że zrozumiała…
- Ljyb'jaz'(ukr. Lubiaż)? – spytała go, a gdy potwierdził energicznie kiwając głową odezwała się do niego po polsku, choć słychać było w jej głosie lekki akcent, typowy dla ludzi ze wschodu. – Musisz wsiąść w ten autobus. – Pokazała mu o który jej chodzi. Stał niedaleko, a kierowca wyraźnie znudzony opierał się o przód paląc papierosa.
- Spasibo(ros. Dziękuję) – mruknął cicho Feliks, a kobieta zmrużyła oczy, nagle zaczynając mu się przyglądać w nieprzyjemny sposób. – Diakuyu(ukr. Dziękuję) – poprawił się szybko, na co ta kiwnęła głową i, wciąż przyglądając mu się podejrzliwie, odeszła kołysząc dziecko. Chłopak zdziwiony uniósł brew. Więc to były tereny Ukrainy. No cóż, cieszyło go, że i w tym świecie jego kuzynka w ogóle istnieje… I chyba tu nie miała tak przyjaznego nastawienia do Rosyjki. Jeśli ją spotka będzie musiał ją o to spytać…
                Zapłacił za bilet i wsiadł do busu. O dziwo, ten nie odjechał o czasie. No cóż, widocznie nie wszystko się zmienia… Ale warunki nie były najgorsze, siedzenia się nie rozpadały… Feliks doskonale pamiętał niektóre swoje autobusowe wyprawy. Nie wszystkie kończyły się wesoło…
                Podróż była długa. Na tyle długa, że chłopak zasnął, opierając się policzkiem o szybę i mamrocząc coś pod nosem. Śnił mu się chłopak, taki sam jak on, który zamknął go za szklaną szybą i śmiał się z niego, mówiąc, że zajmie jego miejsce… Polska obudził się z cichym „nie!”, równocześnie uderzając czołem o fotel z przodu. Kierowca warknął na niego coś w rodzaju „shvydshe!”(ukr. Szybciej), co chłopak odebrał jako ponaglenie i opuścił pojazd. Okazało się, że stoi pośrodku lasu, na horyzoncie widnieją jakieś domki, a ulicą idą sobie krowy.
- Pięknie – mruknął Feliks. – Po prostu pięknie. I gdzie ja mam teraz iść?!
                Postanowił zrobić pierwszą lepszą rzecz, jaka przyszła mu do głowy – wejść w las, odnaleźć ścieżkę i iść nią, mając nadzieję, że zaprowadzi go nad jezioro. Tam powinien znaleźć jeden ze składników czaru. Miał szczerą nadzieję, że nie stworzenie, które tam spotka będzie pozytywnie nastawione do świata i gdy usłyszy jego historię zlituje się… I samo da mu jakąś część swego ciała?
- Tak, na pewno Polsko. Marzenia to fajna rzecz. – Wyglądało na to, że znów zaczął gadać do siebie. Ale co poradzić, kiedy tęsknił za konwersacją z inteligentną osobą?
                Szedł przed siebie, z początku raźnym krokiem, coraz bardziej zwalniając w miarę upływu czasu i odległości. Zaczęły go boleć nogi, zaczęło się też ściemniać. Zaczęło go ogarniać poczucie beznadziei. Nie miał pojęcia, gdzie miałby szukać składnika, czy osoby która go miała, nawet nie miał pojęcia jak istota ta miałaby wyglądać. Gdyby znał chociaż jej imię, nazwę, cokolwiek… Ale nie, Arthur musiał mu dać po prostu jakąś mapkę z kilkoma kropkami, nie uznając za stosowne danie mu jakiejkolwiek wskazówki! Feliks wściekły kopnął jakiś korzeń.
                Nie spodziewał się jednak reakcji korzenia. Ten jakby był żywy uniósł się z ziemi… I pacnął Polskę w łydkę. Chłopak zatrzymał się wmurowany. To nawet nie bolało, ale nie był przyzwyczajony do mściwych roślin… Miał może jeszcze przeprosić, czy coś w tym stylu?
- Popadam w paranoję. Muszę szybko znaleźć to, po co przyszedłem… Czymkolwiek by to nie było – wyszeptał do siebie. Na jego słowa korzeń znów się uniósł i tym razem samym tylko czubkiem puknął go ponownie w nogę. – Nie, no błagam. Roślina pokaże mi drogę?! – W odpowiedzi został zdzielony przez urażoną widocznie roślinkę. – Dobra, dobra… - Chłopak już nawet nie chciał myśleć, jak głupio wygląda taki „dialog”. Za to jego „rozmówca” widocznie nie widział problemu – aktualnie wskazywał swym czubkiem jakąś dziurę w ziemi. – E… Dzięki.
                Starając się powstrzymać myśli „to jest idiotyczne” Feliks podszedł do dziury. Okazało się, że jest to jaskinia o wyjątkowo stromym wejściu… Usiadł na ziemi i wsunął się do niej. Na szczęście prawie od razu dotknął stopami podłoża.
                W środku było ciemno i wilgotno. Rozejrzał się ciekawie. Wyglądało to… Jak mieszkanie. Wyjątkowo prymitywne, ale zawsze mieszkanie. Posłanie z roślin, wyjątkowo duży, płaski kamień służący zapewne za stół był nawet nakryty jakąś tkaniną, a na ścianach wisiały jakieś obrazki. Feliks podszedł do jednego z nich. Wydał mu się znajomy… Trójka ludzi, trzymających się za ręce – dwie dziewczynki po dwóch stronach wysokiego chłopca w szaliku.
- Co tu robisz Feliksie? – dobiegł go głos zza jego pleców. Odwrócił się szybko i dostrzegł Ukrainę. Tak przynajmniej mu się wydawało… Bo nie wyglądała tak, jak zazwyczaj. Jej skóra była nieco zielonkawa, długie włosy zebrane w znajomy mu warkocz, miały barwę turkusową. Tylko oczy były wciąż te same – błękitne, ciepłe, choć smutne. No i biust. Tak… Feliks mógł to ocenić, bo strój Yekateriny nie zakrywał specjalnie dokładnie jej ciała. Właściwie były to chyba liście, zszyte z sobą w coś na kształt bielizny. Od razu nie wiedzieć czemu skojarzyła mu się bajka o dzikich łabędziach, których siostra szyła koszule z pokrzyw. Skóra dziewczyny błyszczała od wody, która drobnymi kropelkami spływała po jej ciele, jakby dopiero co kąpała się pod prysznicem… Lub w jeziorze.
- Co tu robisz? – powtórzyła Ukraina, podchodząc bliżej. Nie wyglądała na zachwyconą, ale też nie pałała otwartą wrogością.
- Potrzebuję twojej pomocy – wyszeptał Feliks. Nagle poczuł, jak opuszczają go wszystkie siły. Chciał, by ktoś go wyręczył w całym trudzie wędrówki, która przecież dopiero się zaczęła. Ale to była jego podróż, jego… Misja. Zatęsknił za domem. – Potrzebuję cię, Katia – powtórzył cicho, czując, jak do oczu napływają mu zdradzieckie łzy. Zaczął mrugać i oddychać głęboko, nie chcąc dać im ujrzeć światła dziennego. Płakać przy kobiecie – to dopiero wstyd!
                Kuzynka (czy wciąż nią była?) podeszła do niego i przytuliła go po matczynemu do siebie. Bogu dziękować, że ona została wciąż sobą…
- No chodź, zaraz mi wszystko opowiesz. Skusisz się na herbatkę z wodorostów?
No może nie do końca sobą…

wtorek, 4 września 2012

Początek przygody


Feliks zamarł słysząc te słowa. Arthur zawsze miał swoje teorie o innych światach, wymiarach, magii i tym podobnych, ale nikt mu w nie nie wierzył. I nagle co? Miało się okazać, że ten nawiedzony gość miał cały czas rację? Ale przecież Polska nie zrobił nic, co mogłoby go przenieść… Żadnych rytuałów, magicznych portali. Jakim więc cudem miał się gdziekolwiek przenieść?!
- N-nie wiem – mruknął cicho i otworzył „klatkę” Anglii. Czuł się strasznie głupio, mówiąc o takich rzeczach. – Po prostu… U mnie jest inaczej. Choć dalej mam totalną nadzieję, że to jakiś głupi sen, a ja zaraz się obudzę i wszystko będzie jak zwykle.
                Arthur zignorował ostatnie zdanie Polski i usiadł wygodnie na jego dłoni. Od tak dawna czekał na jakiś dowód swojej racji, a tu pojawia się Feliks, teoretycznie taki jak zawsze, i podaje mu go na tacy?! Boże chroń królową, sprawiedliwość jednak istnieje!
- Wypowiadałeś życzenie? – zapytał rzeczowym tonem. – Jakiekolwiek. By w twoim życiu było inaczej, by coś się zmieniło…
- By było ciekawiej? – przerwał mu pobladły Polska, po czym opuścił głowę, z hukiem uderzając czołem o stół. Teraz dopiero zrozumiał swój błąd. Chciał ciekawego świata? No cóż, na pewno pobudka z żeńską, półnagą wersją Francji do nudnych i pospolitych nie należała. Poczuł, że nagle wcale a wcale nie ma ochoty na ciekawość! Bo po co, skoro w tym świecie nie wiadomo było, czego się trzymać? Nie miał pojęcia, jak zmienili się jego przyjaciele. Czy w ogóle miał tu jeszcze przyjaciół? Jacy byli? Czy Węgry wciąż była tą samą kochaną osobą z patelnią pod pachą? Ukraina wciąż nie skrzywdziłaby muchy? A Licia…?
- Musisz mi pomóc wrócić! – zawołał Feliks unosząc się gwałtownie i prawie upuszczając Anglię. – To da się zrobić, prawda? Wypowiem wieczorem życzenie i wrócę?
- Obawiam się, że to nie będzie takie proste – odrzekł sucho Brytyjczyk, poprawiając się na dłoni Polski i rzucając mu spojrzenie „uważaj na mnie!”. – Jedno życzenie na rok w takich sprawach, takie są prawa magii.
- Ciebie wezwałem!
- Ja mam własne prawa, cholera! – zaperzył się Arthur. Wyglądało na to, że on stał ponad prawami magii i bardzo się tym szczycił. – Musiałbym wypowiedzieć specjalne zaklęcie, ale do tego jest mi potrzebne trochę rzeczy, a nie będę jeździł po całym świecie i ci szukał! Mam swoje sprawy, kurna!
                Feliks westchnął. Wyglądało na to, że Anglia zaperzył się wyjątkowo, unosząc dumą i honorem. Problem polegał na tym, że Polska nie miał po prostu czasu na jego fochy i nie miał zamiaru ich znosić. Normalnie zapewne nie miałby wiele do powiedzenia, ale w tym momencie postanowił wykorzystać coś, co zazwyczaj nigdy mu się nie przydawało, wręcz przeciwnie – sprawiało same kłopoty. Postanowił wykorzystać swój wzrost.
                Mianowicie ścisnął Arthura i podniósł go na wysokość oczu, ale w takiej odległości, by wkurzona wróżka nie mogła mu ich wydrapać w ataku wściekłości, który właśnie się zaczął. Anglia próbował się wyswobodzić, rzucał się, machał rączkami – wszystko na nic.
- Słuchaj mnie – warknął Feliks. – Chcę wrócić do swojego domu, rozumiesz? Powiesz mi, co mam ci przynieść, a ja ci to przyniosę. Potem wypowiesz zaklęcie i wszystko będzie dobrze. Jasne?
                Maluch próbował mu napluć w twarz, ale w zamian za tę zniewagę zawisł głową w dół. Zareagował wyjątkowo energicznie – zaczął coś krzyczeć piskliwym głosem, aż w końcu wrzasnął „Dobra dobra!”, na co Polska znów odwrócił go do normalnej pozycji i rozluźnił chwyt.
- Prawie mi złamałeś żebra – poskarżył się Anglia, ale nie zrobił tym wrażenia na Polaku. Widząc to zrobił obrażoną minkę godną angielskiej księżniczki i machnął różdżką. Na stole pojawiła się lista potrzebnych rzeczy, na szczęście normalnych rozmiarów. Feliks pochylił się i przeczytał.
Lista składników

*      Jad wampira

*      Włos nimfy

*      Spojrzenie meduzy

*      Serce kamiennego golema

*      Pióro gryfa

*      Sierść z ogona wilkołaka

*      Łza sfinksa

*      Pazur smoka

 Polska zbladł. Przeczytał to wszystko jeszcze raz i przełknął ślinę. Więc… Takie stwory tu mieszkały? Skąd miał wiedzieć, gdzie ich szukać?! I w ogóle… Jak on się w to wpakował?!
- Dam ci mapę, gdzie masz szukać każdego ze składników. – Arthur wydawał się kompletnie nie przejmować tym, że właśnie dał chłopakowi listę rzeczy nie do zdobycia. Wstał, otrzepał się i wydawał się zbierać do lotu. – Ach i nie ociągaj się. Nie możesz pozostać w tym wymiarze za długo, nie wiadomo co NASZ Feliks wymyśli będąc na twoim miejscu.
„NASZ FELIKS?!” Polska odetchnął głośno. Musiał się spieszyć, jeśli nie chciał dać narozrabiać swojemu sobowtórowi.
- Gdzie mam zacząć? – zapytał drżącym głosem.

piątek, 24 sierpnia 2012

Kolejny gość


- Słuchaj, chyba jednak mnie z kimś mylisz, ja… Jestem tak jakby totalnie pewien, że nie spałem z tobą! – powiedział Polska stanowczo.
- A ja jestem pewien, że spałeś – warknął pogardliwie Francis i wstał z łóżka. Wydawał się być dalej obrażony tym, że odrzucono jego osobę. – To było, jak się pokłóciliście z Litwą, bo musiał wyjść do lasu czy co. Sam do mnie zadzwoniłeś!
                Feliks siedział z miną mówiącą wyraźnie „nie mam pojęcia o czym mówisz, ale radzę ci zacząć brać leki”.
- Ja mówię poważnie! – wrzasnął wkurzony Francis.  – Wiesz co, jak masz problemy z pamięcią to idź do Anglii, on ci da któryś ze swoich naparów!
                Po tych słowach podszedł do okna feliksowego pokoju, otworzył je i stanął na parapecie. Polska nawet nie zdążył nic powiedzieć, bo ten od razu skoczył. Przerażony Polak podbiegł od razu do okna i zobaczył oddalającego się Francję, który utrzymywał się w powietrzu dzięki ciemnoczerwonym skrzydłom. „Kiedy te skrzydła… Ech…” Feliks nawet nie chciał się już nad tym zastanawiać. Cała ta sytuacja była po prostu chora, nie tego się spodziewał po zwykłym, sobotnim poranku.
                Postanowił zejść na dół, zachowując jednak odpowiednią dozę ostrożności. Bądź co bądź nie miał już ochoty na takie spotkania. W związku z tym wyjął z jednej z szuflad szafki mały, ale za to cholernie ostry nożyk. Był to wyjątkowo stary prezent od Natashy, tak stary, że Feliks już nawet nie miał pojęcia jak to się stało, że ona w ogóle cokolwiek mu dała. Tak uzbrojony (choć sam właściwie nie wiedział czego się spodziewać) zszedł po schodach na dół. Wszystko wyglądało jak zwykle – otwarta przestrzeń połączonych kuchni, jadalni i salonu, meble na miejscu, cisza i spokój. Polska odetchnął głęboko i opadł na krzesło przy stole. Cała sytuacja wydawała mu się dziwna. A jeszcze gorsze było to, że nie wyglądało na to, by śnił…
                Co miał zrobić? Mógł zawsze zastosować terapię wstrząsową – ot mała kreska na ręce wykonana nożem. Jeśli to sen na pewno to go obudzi. Ale co jeśli nie? Wtedy będzie ból, jęk i krew. Feliks pokręcił głową. To zdecydowanie nie był dobry pomysł okaleczać się, kiedy nie wiadomo co go może spotkać w tym dziwnym świecie.
- Najlepiej to by było, żeby pojawiła się dobra wróżka chrzestna, coś jak w Kopciuszku… - pomyślał Polska z goryczą. Już od dawna nie wierzył w bajki, ale czasem jakaś magia, coś nadprzyrodzonego w jego życiu było po prostu wskazane!
                Nagle coś pacnęło go w głowę. Nie było to mocne uderzenie, raczej jakby jakiś maleńki ptak stracił orientację i wpadł na niego. Feliks uniósł wzrok i mało co nie umarł, po raz kolejny tego poranka. Coś małego unosiło się przed jego twarzą i patrzyło na niego z wyrzutem.
- Czy mógłbyś następnym razem uważać, kiedy mnie wzywasz? – zapytało stworzonko zimnym tonem, a Polska poczuł, że jak tak dalej pójdzie to jego brwi wywędrują z czaszki na znak niezmiernego zdziwienia. Automatycznie zaczął intensywnie wpatrywać się w postać. Wyglądała dziwnie znajomo… Miało jasne, potargane włosy i zielone oczy, dziwnie zimne na kogoś tak małego. Istotka ta była owinięta kawałkiem białego materiału, jakby była to pierwsza rzecz jaką złapała wylatując. No tak, bo miała przecież skrzydła – dorównujące wielkością całej osobie, przezroczyste, ale połyskujące.
- Wzywasz...? – zapytał zdumiony Feliks. – Nie wzywałem cię… - Skąd on znał tę małą osobę?!
- Och, nie rób ze mnie debila! – Postać poczerwieniała na twarzyczce. Polska przyjrzał się dokładniej i wtedy dostrzegł niezwykłe gęste i grube brwi. To wywołało jego niepohamowany śmiech.
- A-Anglia? – wydusił między kolejnymi falami chichotu. – J-jesteś… WRÓŻKĄ?!
- No ale śmieszne, jakbyś pierwszy raz widział wróżkę w ręczniku! –krzyknął mini-Arthur jeszcze bardziej zły. Polak za to właśnie w tym momencie, w którym pojął czym jest kawałek białego materiału, spadł z krzesła. – Jasna cholera Feliks! Co z tobą! Jak zamierzasz się nabijać to ja lecę!
- Nie! – Chłopak natychmiast złapał Anglię w ręce, zamykając go w czymś w rodzaju klatki z własnych dłoni. Natychmiast poczuł, jak ten walczy, ale miał zbyt mało sił, by być godnym przeciwnikiem. – Musisz mi powiedzieć co tu się dzieje!
- Jak to „co się dzieje”! – Opór w dłoniach Polski nagle zelżał. – Nic się nie dzieje dziwnego, prawda? Wezwałeś mnie, to się zjawiam!
- Przecież… Przecież… - chłopak zaczął się gubić. – Jesteś wróżką! W moim świecie jesteś… Normalny! Wyższy ode mnie! U mnie nie ma wróżek!
                Nastała cisza. Feliks nie wiedział, czy ten mini-Arthur uznał go za wariata czy po prostu się zastanawia nad jego słowami. Miał nadzieję, że mu pomoże. Zaczął też myśleć o tym, jak dziwna jest ta rzeczywistość – Anglia tak czy tak zajmował się magią. Tylko mniej lub bardziej… Zawodowo.
- Powiedziałeś „w moim świecie”?  - Pytanie zostało wypowiedziane cichym i poważnym głosem, który nieco zaskoczył Polskę. – Chcesz mi powiedzieć, że pochodzisz z innego wymiaru?!

czwartek, 9 sierpnia 2012

Nietypowa pobudka

Wiem, że tak z dnia na dzień post... Ale w sobotę wyjeżdżam, a nie chcę trzymać tego na dysku ^_^

Obudziły go dziwne dźwięki. Zdecydowanie nie takie, jak zazwyczaj – nie było to ani pobrzękiwanie garnków w kuchni, szczekanie psa czy inne NORMALNE dźwięki. To był dźwięk… Kobiety. Brzmiał trochę jak jęki zaspokajanej kobiety. Feliks poderwał się do siadu otwierając szeroko oczy. Pierwszą myślą, jaka go nawiedziła, było „CO DO JASNEJ CHOLERY W MOIM DOMU ROBI KOBIETA?!”. Nie przypominał sobie by kogokolwiek zapraszał… A do łóżka z całą pewnością kładł się sam. Może to jakiś głupi dowcip?
                Ale dźwięki umilkły przerwane przestraszonym okrzykiem, a potem głośnym ŁUP upadającego na ziemię ciała. Polska nieco przerażony wychylił się, by zobaczyć postać, teraz leżącą koło jego łóżka. Wyglądało na to, że osoba ta leżała na nim i zrzucił ją, kiedy się uniósł. Ale dlaczego nie czuł jej ciężaru?
                Mało co nie dostał zawału na widok szczupłej blondynki z wielkim biustem, która zbierała się właśnie na nogi. Biorąc pod uwagę rozmiar podejrzewał Ukrainę, ale ona w życiu nie przyszłaby do niego w tak obcisłych spodenkach i… Tak skąpej… E… Co to było to, co dziewczyna miała na swoim tułowiu? Bo na miano bluzki zdecydowanie ten kawałek materiału nie zasługiwał. No i nie przypominał sobie, by Ukrainie ze spodenek wychodził czerwony i ostro zakończony ogon…
- Nie nauczyli cię szacunku dla kobiet, które próbują cię uwieść? – zapytała opryskliwie panienka. Feliks dostrzegł, że jest bardzo ładna i faktycznie uwiedzenie mężczyzny musiało być dla niej potwornie łatwe. Miała też niesamowite, błękitne oczy, które zdawały się przeszywać człowieka na wylot. „Kto to jest na Boga?” Osoba ta wydawała się Polsce znajoma, ale nie mógł jej połączyć z żadnym imieniem czy miejscem.
- Ej no! – rzucił chłopak, starając się bronić. – Jesteś sobie w moim domu, a raczej cię nie zapraszałem. Jęczysz mi nad głową i cholera, budzisz mnie!
                Widać było, że to zwłaszcza to ostatnie było dla Feliksa problemem. Blondyn cenił sobie zdrowy, dwunastogodzinny sen i nie pozwalał go zakłócać czy skracać z byle powodu! A ta panna zdecydowanie nie była godna tego, by go obudzić! I nie w taki sposób, że on miał jej ochotę co najwyżej przywalić!
                Jak można łatwo dostrzec dla Polski sen był ważniejszy niż jakiekolwiek potrzeby seksualne.
- A-ale… Ale… - Dla tej nieznanej dziewczyny najwyraźniej zachowanie siedzącego na łóżku mężczyzny było całkowicie nielogiczne i niewytłumaczalne. Przykro nam kochanie, nikt nie mówił, że z tym gościem będzie łatwo…
- No co „ale”?! – Feliks wstał z łóżka i z niezadowoleniem odkrył, że jest dobre kilka centymetrów niższy od dziewczyny. A to wcale mu nie poprawiało humoru…
- Naprawdę nic a nic cię nie kręcę? – Blondynka jeszcze kusząco pokręciła najpierw ramionami, przez co zafalowały jej piersi, a następnie biodrami. Ogon leciutko musnął udo Polaka.
- Słuchaj – ten postanowił być jednak miły – mogłabyś być nawet totalnie miss world jak dla mnie. Ale jak się mnie budzi, to ja totalnie nie myślę w ten sposób, rozumiesz?
                Najwyraźniej nie rozumiała, ale chyba się poddała, bo zacisnęła wściekle usta i opadła zrezygnowana na łóżko. Po chwili zaczęła robić się czerwona na twarzy i spoglądać na Feliksa takim wzrokiem, że zaczął żałować swoich słów.
- S-spokojnie, ok? – Próbował jeszcze ratować sytuację. – Na pewno znajdzie się ktoś, kogo uwiedziesz!
                 Te słowa najwidoczniej podziałały na nią jeszcze gorzej, bo nabrała głośno powietrza, by po chwili zacząć wyjątkowo się wydzierać:
- Ty wiesz jakie to jest niewygodne?! – wrzasnęła, szarpiąc ze szczerą nienawiścią spodenki. – Wżynają mi się! I jeszcze mam stringi, to już jest catastrophe! Ale większość facetów to kręci, więc muszę! A ty mi mówisz, że to na darmo?!
                Feliks ze zdziwieniem stwierdził, że jej głos z uroczego i kobiecego stał się nieco grubszy i bardziej… Męski? Czy dobrze mu się wydawało? A na twarzy… Czy to zarost?!
- A te cycki są ciężkie! I wcale nie tak fajnie się z nimi żyje jak każdemu gościowi się wydaje! – narzekała dalej dziewczyna, która coraz mniej przypominała dziewczynę. A po chwili koło Polski siedział dobrze znajomy mu osobnik, niewątpliwie będący płci męskiej. Jego widok wcale nie wpłynął na Feliksa uspokajająco.
- Francis?! – krzyknął przerażony. – Ale… Ale… - Trzeba przyznać, że sytuacja była raczej niecodzienna. Obudził się niby w swoim domu, ale w towarzystwie żeńsko-męskiego Francisa, który chce go uwieść. Chyba jednak musiał lunatykować w nocy i upić się wódką, bo na trzeźwo to by takich rzeczy nie widział…
- No co? Sukkuba nie widziałeś, czy jak? – Francuz poprawił sobie koszulę, która też nie wiadomo skąd się wzięła, ale w to Feliks wolał już nie wnikać. – Nie słyszałeś, że najnowsze badania amerykańskich naukowców udowodniły, że my, sukkuby, tak naprawdę jesteśmy mężczyznami? Więc nie ma co się teraz ukrywać…
- Sukkuba? A-ale przecież… Wy tak jakby totalnie nie istniejecie!
                To było najgorsze co Polska mógł powiedzieć. Francja spojrzał na niego wzrokiem, którego nie powstydziłaby się Białoruś i zimnym głosem (Feliks nawet nie podejrzewał, że ten lowelas jest w stanie tak mówić!) powiedział:
- Słuchaj, i tak mnie dziś wkurzyłeś, więc mógłbyś się zachowywać? Jakoś ostatnio przyjąłeś mnie wyjątkowo chętnie!
                Chwila ciszy. „O-ostatnio? Chyba bym pamiętał zmienno płciowego gościa w mojej sypialni…” Więc o czym ten wariat mówił?!

środa, 8 sierpnia 2012

Prolog

Przede wszystkim - witam serdecznie na moim blogu! To w sumie pierwszy mój blog, mam nadzieję, że go nie porzucę... Najważniejsze jest wasze słowo, na które szczerze liczę ^_^ Chętnie przyjmę konstruktywną i uzasadnioną krytykę. No cóż, dość biadolenia. Dziś mam dla was zaledwie prolog swojego nowego opowiadania. Całość utrzymana jest w klimacie Axis Powers Hetalia. Zapraszam do czytania!




               Feliks wściekle walnął w poduszkę. Ten dzień mógł zaliczyć do kręgu tych nieudanych dni w swoim, bądź co bądź dość długim, życiu. Najpierw głupi telefon od Niemca, który ZNOWU robił awantury, bo Polacy na autostradach zrobili coś tam coś tam… (Kogo tak naprawdę obchodzi co mówi Ludwig?) Potem był telefon od wściekłego Ivana, bo Polska źle podpisał jakąś tam mega ważną umowę o gaz. Kolejna rzecz, która absolutnie go nie obchodziła. Następnie pretensje Natashy, że skrytykował jej system rządów. Agresja Ukrainy, bo obchodzi go, że ta Julia siedzi w pace. Wrzaski Anglii, bo Polonia znów zrobiła wiochę w jakiejś dzielnicy.
              Polska miał po prostu dość. Ludzie czepiali się go, bo był jaki był. Ale w sumie nie o to chodziło. Raczej… Był po prostu znudzony. Codziennie było to samo – wieczne pretensje, jak nie o to, to o coś innego. Na sam koniec dnia dobił go Litwa, który spławił jego próbę wproszenia mu się do domu i spędzenia przyjemnego wieczoru we dwóch prostym, ale jakże raniącym „jestem zajęty”. Feliks westchnął odkładając słuchawkę. Co dzień to samo. Rutyna go nudziła, sprawiała, że tracił chęci do życia. Chciał nawet zadzwonić do Węgierki, licząc, że ona pomoże mu się jakoś rozerwać, ale miała wyłączony telefon!
- Porażka – wymruczał Polak. Podsumowując – dręczył go głód czegoś nowego, a do tego wkurzony był (w jego mniemaniu) całkowicie nieuzasadnionymi wyrzutami od innych państw. Po obejrzeniu jakiegoś wyjątkowo idiotycznego serialu ułożył się do spania, obiecując sobie, że więcej się nie odezwie do nikogo.