niedziela, 30 września 2012

Zadanie

Ha! Udało się. Napisałam. I jestem z tego rozdziału maksymalnie niezadowolona, choć końcówka nieco poprawiła mój własny humor. Mam nadzieję jednak, że wam się spodoba. Jak widzicie Feliks nie dostanie ode mnie niczego łatwo.


- Czy ja dobrze rozumiem? – Ukraina podrapała się po głowie. – Jesteś… Innym Feliksem, a w twoim świecie jestem druga ja? I teraz potrzebujesz składników, żeby Anglia mógł cię odesłać do siebie? – Polska pokiwał głową, mając wrażenie, że to brzmi jeszcze głupiej, niż pierwotnie zamierzał. – Ja cię kręcę… Chris Nolan* właśnie popełnił samobójstwo, jako, że zabrałeś mu palmę pierwszeństwa w kategorii „najbardziej poplątana historia”…
- Nic mi nie mów – mruknął cicho chłopak. Starał się dyskretnie obejrzeć sobie kuzynkę, chcąc tym samym zdecydować czym jest. Na razie na myśl przyszedł mu człowiek-ryba, ale to chyba jednak nie to…  - Wiesz jak ja się czuję? Tu wszystko jest… Takie dziwne. Korzenie się na mnie obrażają, pociągi jeżdżą bez spóźnień, a ty jesteś zielona!
                Katia spojrzała na niego zdziwiona, jakby właśnie omawiał najnormalniejsze rzeczy świata.
- A u ciebie jaka jestem?
- No… - zawahał się. Co miał jej powiedzieć? „W moim świecie wyglądasz jak człowiek”?! – Masz taki kolor jak ja. I jesteś blondynką i… Nosisz ciuchy.
                Mina Ukrainki była bezcenna. Wyglądała, jakby ktoś ją mocno uderzył patelnią w głowę. Zamrugała kilkakrotnie i oparła ciężko łokieć o kamień służący za stolik.
- Niesamowite… Ale przecież… Każda szanująca się nimfa musi być zielona!
                A więc była nimfą, zanotował Feliks. Szybko przypomniał sobie listę składników – włos nimfy, oto czego potrzebował od Yekateriny. Całe szczęście… Na pewno nie będzie miał z tym problemów. Katia jakoś nigdy nie przywiązywała uwagi do wyglądu. Przynajmniej nie na tyle, by robić awanturę o jeden wyrwany włos!
- Ukrainkoo… - Obdarzył ją najpiękniejszym spojrzeniem, jakie miał w zapasie. – Użyczysz mi proszę w swej łaskawości jeden ze swych ślicznych niebieskich włosów?
                Już po chwili zdał sobie sprawę z tego, że nie wszystko wziął pod uwagę… Dziewczyna nadęła się okropnie, jej skóra z zielonego przeszła w pomarańcz (niezapomniany widok…) a oczy rozszerzyły się, nabrawszy wcześniej wściekłego wyrazu.
- Co ty sobie myślisz! – wrzasnęła na zdumionego Feliksa. – Niedługo są wybory Miss Jeziora, a ty chcesz moich włosów?! Są największą ozdobą, uważasz, że jak mnie tak oszpecisz to wygram? I co ty chcesz z nimi zrobić, perukę?!
- Ale ja myślałem o jednym włosie! – krzyknął przerażony Polska. W tym momencie ta dziewczyna w ogóle nie przypominała jego kuzynki… Była zbyt pretensjonalna.  Coraz wyraźniej dostrzegał różnice między tą Ukrainą a swoją.
- Jednym? – Zmrużyła oczy. – Na pewno? – Chłopak pokiwał energicznie głową na co Katia wyraźnie się odprężyła. – No cóż, to mogę jakoś znieść. Co prawda mam nadzieję, że nie zepsuje mi to fryzury…
                Nie zepsuje fryzury? Boże, o czym ona myślała? Coraz bardziej miał ochotę uciekać z tej jaskini i na pewno gdyby nie miał w tym swojego interesu to wymówił by się włączonym w domu żelazkiem czy czymś takim.
- Pomożesz mi? – zapytał cicho.
                Wyglądała jakby musiała się nad tym głęboko zastanowić. Wstała od „stolika” i przeszła się kilka razy po swoim… Mieszkaniu. Jej mina wyrażała głębokie zamyślenie, które dla Feliksa było całkowicie niezrozumiałe. Jak można tyle myśleć nad wyrwaniem jednego włosa?!
- Dobra, ale nic nie ma za darmo. – Słucham?! Jeszcze będzie wymagała czegoś w zamian?! To naprawdę nie była jego Yekaterina… - Słuchaj. Natasha ostatnio ukradła mi grzebyk! Zaprosiłam ją na herbatę i zostawiłam dosłownie na chwilę, a ona zwinęła mi mój śliczny grzebień z kości słoniowej, który kiedyś dostałam od Turcji w ramach… Ech, no nieważne. Przekonaj ją, by oddała mi moją własność a oddam ci swój cenny włos.
                Właściwie w tamtym momencie powinien wrzasnąć głośno coś w stylu „NIIIIGDYYYYY!” i uciec w popłochu. Na samo imię Białorusi powinien zwiewać ile sił w nogach i powietrza w płucach. Powinien – ale nie zrobił tego. Może za bardzo zależało mu na tym, by wrócić do domu? A może wierzył, że skoro Ukraina jest tutaj pretensjonalną panienką to Natasha jest miłą i dobrze ułożoną dziewczynką? Kto to wie. W każdym razie wyciągnął w stronę dziewczyny swoją dłoń.
- Umowa stoi.

 
                Tak więc znów siedział w pociągu. Tym razem się spóźnił, ale jakoś nie spieszył się tak bardzo. W czasie, kiedy on siedział w przytulnej jaskini Yekateriny zrobiło się już ciemno, także teraz i tak mu się nie spieszyło. Nie będzie przecież szukał Białorusi po ciemku! Mógłby ją niechcący zaskoczyć… A ona mogłaby potraktować to jako intruza… Więc próbowałaby się bronić, to przecież naturalne. Zadrżał na myśl o samoobronie Natashy. Nie, nie chciał tego doświadczyć. Był dość przywiązany do obecnego kształtu swojej twarzy, nie widział potrzeby niczego w nim zmieniać.
                Ukraina na szczęście oszczędziła mu poszukiwań i dała dokładną mapkę Mińska, z zaznaczonym domem siostry. Miał nadzieję, że ją tam zastanie, bo szczerze mówiąc nie miał najmniejszej ochoty szukać jej po kraju. Nie wiedział, czy na jej terenie korzenie też są takie przyjazne jak w ukraińskich lasach.
                Przeciągnął się wygodnie na siedzeniu. Jakim cudem, pomyślał, zawsze ląduję w przedziale sam? To raczej niezbyt często spotykane… Czuł się trochę samotny. Zdał sobie sprawę, że w tym świecie jest sam, bo tutaj nawet ludzie, których miał za przyjaciół nie byli tacy sami. To jednak tylko dodatkowo go motywowało do działania i dodawało sił w szukaniu kolejnych składników.
                Nagle poczuł ostre pieczenie w obrębie policzka. To przypominało uczucie, jakby przed chwilą ktoś dał mu w twarz ale… Przecież chyba by zauważył, no nie? Może i zdarzało mu się być… Niezbyt bystrym, ale z pewnością dostrzegłby rękę, która go bije! Więc jak to możliwe?
                Z kieszeni torby, w której miał teraz nie tylko mapki od Arthura i Katii, ale też jakie takie zapasy żywności (Ukraina może i była zielona i odrobinę rozpieszczona, ale dalej miała ten matczyny odruch karmienia głodnych), wyjął małe lusterko (Nie, nie pytajcie dlaczego facet nosił przy sobie lusterko kieszonkowe. Nosił i już, dobra?) i obejrzał w nim wciąż piekący go policzek. Wydawało mu się, czy dostrzegł na nim drobny siniak?
- Jak mogłeś?! – Wrzask, który sprawił, że aż podskoczył wydawał się dochodzić z nikąd, ot z przestrzeni. Choć na pewno nie miał problemu z ustaleniem właściciela głosu – nikt nie umiał drzeć się tak pięknie jak Węgry. Ale dlaczego na niego krzyczała? I w ogóle… Gdzie ona była?
                Starał się wsłuchać w ciszę, licząc na to, że Elisabeth jeszcze się odezwie, ale tak się nie stało. Z westchnięciem zdjął buty i położył się na siedzeniu. Miał omamy czy co? Ale ten ból, siniak… O co w tym wszystkim mogło chodzić?
Nie możesz pozostać w tym wymiarze za długo, nie wiadomo co NASZ Feliks wymyśli będąc na twoim miejscu.
                Poderwał się natychmiast, gdy tylko w głowie przebrzmiały mu słowa Anglii. Tamten Feliks. Ten drugi. Obcy.
                Do tej pory wolał o nim nie myśleć, ale teraz już nie mógł tego zignorować. Czy to możliwe, by czuł to co tamten? Nie możliwe, docierałoby do niego o wiele więcej bodźców, to pewne. Może więc tylko te najsilniejsze? Albo tamten chciał mu je jakoś przekazać, pokazać „paaatrz! Niszczę ci życie!”? Sprowokować go do reakcji?
                Nie Feliks, to przesada, zganił się w myślach. Naczytałeś się Harry’ego Pottera i teraz wyobrażasz sobie Bóg wie jakie magiczne więzi. Ale jednak… Jak wytłumaczyć to, co przed chwilą się stało?
                Zmęczony blondyn nawet nie zauważył, kiedy zasnął. Ostatnim, o czym pomyślał było pytanie, co ten głupi zamiennik zrobił Węgierce, że postanowiła mu przywalić…

piątek, 14 września 2012

Pierwsze spotkanie

I jest. Nowa notka. Przede wszystkim przepraszam, że pojawiają się w takich odstępach, ale mam ograniczony dostęp do kompa...
I podziękowania dla Praskedy (tak, dla ciebie!), bo gdyby mnie nie pogonił swoim gadaniem pewnie bym się za to nie wzięła. Mam nadzieję, że tekst przypadnie wam do gustu ^_^
 
 
Siedział w pociągu zastanawiając się ile jeszcze drogi ma przed sobą. Choć nie mógł narzekać – pociąg gnał przed siebie, był wygodny, nie spóźnił się na żadną stację (Feliks miał na kolanach dokładny rozkład, więc mógł to stwierdzić) i w ogóle był taki mało… Polski. Czy to na pewno było jego PKP? Już zapomniał w ogóle, że pociągi powinny przyjeżdżać zgodnie z jakimkolwiek wcześniej zaplanowanym porządkiem. Ten świat jednak był dziwny…
                Przedział miał tylko dla siebie, wyglądało na to, że mało kto chciał udać się na wschód. Czuł się dziwnie z myślą, że ma jechać na tereny Ivana… No przynajmniej tak mu się wydawało. Na mapie, którą dał mu Arthur nie było granic państw, tylko zaznaczone kropkami miejsca, do których miał się udać. Postanowił zacząć od tej położonej na południowy wschód od Warszawy. Podróż płynęła mu dość szybko, ale i nudził się okropnie, nie mając nawet do kogo ust otworzyć.
                Po kilku godzinach wysiadł na czystej i schludnej stacji. Ta nie była opustoszała, kręciło się tu sporo podróżnych czekających na swój pociąg i trochę ludzi zawiadujących peronami. Feliks rozejrzał się nieco zagubiony. Miał wrażenie, że miejsce to nie jest mu do końca obce, ale… Nie umiał go przyporządkować do konkretnej nazwy.
- Przepraszam? – zahaczył jakąś blondynkę z dzieckiem na ręku. – Czy daleko stąd nad jezioro Lubiaż?
                Kobieta popatrzyła na niego nieco zdziwiona i pokręciła głową. Nie rozumiała go? Powtórzył pytanie jeszcze raz, tyle że wolniej. Tym razem wydawało mu się, że zrozumiała…
- Ljyb'jaz'(ukr. Lubiaż)? – spytała go, a gdy potwierdził energicznie kiwając głową odezwała się do niego po polsku, choć słychać było w jej głosie lekki akcent, typowy dla ludzi ze wschodu. – Musisz wsiąść w ten autobus. – Pokazała mu o który jej chodzi. Stał niedaleko, a kierowca wyraźnie znudzony opierał się o przód paląc papierosa.
- Spasibo(ros. Dziękuję) – mruknął cicho Feliks, a kobieta zmrużyła oczy, nagle zaczynając mu się przyglądać w nieprzyjemny sposób. – Diakuyu(ukr. Dziękuję) – poprawił się szybko, na co ta kiwnęła głową i, wciąż przyglądając mu się podejrzliwie, odeszła kołysząc dziecko. Chłopak zdziwiony uniósł brew. Więc to były tereny Ukrainy. No cóż, cieszyło go, że i w tym świecie jego kuzynka w ogóle istnieje… I chyba tu nie miała tak przyjaznego nastawienia do Rosyjki. Jeśli ją spotka będzie musiał ją o to spytać…
                Zapłacił za bilet i wsiadł do busu. O dziwo, ten nie odjechał o czasie. No cóż, widocznie nie wszystko się zmienia… Ale warunki nie były najgorsze, siedzenia się nie rozpadały… Feliks doskonale pamiętał niektóre swoje autobusowe wyprawy. Nie wszystkie kończyły się wesoło…
                Podróż była długa. Na tyle długa, że chłopak zasnął, opierając się policzkiem o szybę i mamrocząc coś pod nosem. Śnił mu się chłopak, taki sam jak on, który zamknął go za szklaną szybą i śmiał się z niego, mówiąc, że zajmie jego miejsce… Polska obudził się z cichym „nie!”, równocześnie uderzając czołem o fotel z przodu. Kierowca warknął na niego coś w rodzaju „shvydshe!”(ukr. Szybciej), co chłopak odebrał jako ponaglenie i opuścił pojazd. Okazało się, że stoi pośrodku lasu, na horyzoncie widnieją jakieś domki, a ulicą idą sobie krowy.
- Pięknie – mruknął Feliks. – Po prostu pięknie. I gdzie ja mam teraz iść?!
                Postanowił zrobić pierwszą lepszą rzecz, jaka przyszła mu do głowy – wejść w las, odnaleźć ścieżkę i iść nią, mając nadzieję, że zaprowadzi go nad jezioro. Tam powinien znaleźć jeden ze składników czaru. Miał szczerą nadzieję, że nie stworzenie, które tam spotka będzie pozytywnie nastawione do świata i gdy usłyszy jego historię zlituje się… I samo da mu jakąś część swego ciała?
- Tak, na pewno Polsko. Marzenia to fajna rzecz. – Wyglądało na to, że znów zaczął gadać do siebie. Ale co poradzić, kiedy tęsknił za konwersacją z inteligentną osobą?
                Szedł przed siebie, z początku raźnym krokiem, coraz bardziej zwalniając w miarę upływu czasu i odległości. Zaczęły go boleć nogi, zaczęło się też ściemniać. Zaczęło go ogarniać poczucie beznadziei. Nie miał pojęcia, gdzie miałby szukać składnika, czy osoby która go miała, nawet nie miał pojęcia jak istota ta miałaby wyglądać. Gdyby znał chociaż jej imię, nazwę, cokolwiek… Ale nie, Arthur musiał mu dać po prostu jakąś mapkę z kilkoma kropkami, nie uznając za stosowne danie mu jakiejkolwiek wskazówki! Feliks wściekły kopnął jakiś korzeń.
                Nie spodziewał się jednak reakcji korzenia. Ten jakby był żywy uniósł się z ziemi… I pacnął Polskę w łydkę. Chłopak zatrzymał się wmurowany. To nawet nie bolało, ale nie był przyzwyczajony do mściwych roślin… Miał może jeszcze przeprosić, czy coś w tym stylu?
- Popadam w paranoję. Muszę szybko znaleźć to, po co przyszedłem… Czymkolwiek by to nie było – wyszeptał do siebie. Na jego słowa korzeń znów się uniósł i tym razem samym tylko czubkiem puknął go ponownie w nogę. – Nie, no błagam. Roślina pokaże mi drogę?! – W odpowiedzi został zdzielony przez urażoną widocznie roślinkę. – Dobra, dobra… - Chłopak już nawet nie chciał myśleć, jak głupio wygląda taki „dialog”. Za to jego „rozmówca” widocznie nie widział problemu – aktualnie wskazywał swym czubkiem jakąś dziurę w ziemi. – E… Dzięki.
                Starając się powstrzymać myśli „to jest idiotyczne” Feliks podszedł do dziury. Okazało się, że jest to jaskinia o wyjątkowo stromym wejściu… Usiadł na ziemi i wsunął się do niej. Na szczęście prawie od razu dotknął stopami podłoża.
                W środku było ciemno i wilgotno. Rozejrzał się ciekawie. Wyglądało to… Jak mieszkanie. Wyjątkowo prymitywne, ale zawsze mieszkanie. Posłanie z roślin, wyjątkowo duży, płaski kamień służący zapewne za stół był nawet nakryty jakąś tkaniną, a na ścianach wisiały jakieś obrazki. Feliks podszedł do jednego z nich. Wydał mu się znajomy… Trójka ludzi, trzymających się za ręce – dwie dziewczynki po dwóch stronach wysokiego chłopca w szaliku.
- Co tu robisz Feliksie? – dobiegł go głos zza jego pleców. Odwrócił się szybko i dostrzegł Ukrainę. Tak przynajmniej mu się wydawało… Bo nie wyglądała tak, jak zazwyczaj. Jej skóra była nieco zielonkawa, długie włosy zebrane w znajomy mu warkocz, miały barwę turkusową. Tylko oczy były wciąż te same – błękitne, ciepłe, choć smutne. No i biust. Tak… Feliks mógł to ocenić, bo strój Yekateriny nie zakrywał specjalnie dokładnie jej ciała. Właściwie były to chyba liście, zszyte z sobą w coś na kształt bielizny. Od razu nie wiedzieć czemu skojarzyła mu się bajka o dzikich łabędziach, których siostra szyła koszule z pokrzyw. Skóra dziewczyny błyszczała od wody, która drobnymi kropelkami spływała po jej ciele, jakby dopiero co kąpała się pod prysznicem… Lub w jeziorze.
- Co tu robisz? – powtórzyła Ukraina, podchodząc bliżej. Nie wyglądała na zachwyconą, ale też nie pałała otwartą wrogością.
- Potrzebuję twojej pomocy – wyszeptał Feliks. Nagle poczuł, jak opuszczają go wszystkie siły. Chciał, by ktoś go wyręczył w całym trudzie wędrówki, która przecież dopiero się zaczęła. Ale to była jego podróż, jego… Misja. Zatęsknił za domem. – Potrzebuję cię, Katia – powtórzył cicho, czując, jak do oczu napływają mu zdradzieckie łzy. Zaczął mrugać i oddychać głęboko, nie chcąc dać im ujrzeć światła dziennego. Płakać przy kobiecie – to dopiero wstyd!
                Kuzynka (czy wciąż nią była?) podeszła do niego i przytuliła go po matczynemu do siebie. Bogu dziękować, że ona została wciąż sobą…
- No chodź, zaraz mi wszystko opowiesz. Skusisz się na herbatkę z wodorostów?
No może nie do końca sobą…

wtorek, 4 września 2012

Początek przygody


Feliks zamarł słysząc te słowa. Arthur zawsze miał swoje teorie o innych światach, wymiarach, magii i tym podobnych, ale nikt mu w nie nie wierzył. I nagle co? Miało się okazać, że ten nawiedzony gość miał cały czas rację? Ale przecież Polska nie zrobił nic, co mogłoby go przenieść… Żadnych rytuałów, magicznych portali. Jakim więc cudem miał się gdziekolwiek przenieść?!
- N-nie wiem – mruknął cicho i otworzył „klatkę” Anglii. Czuł się strasznie głupio, mówiąc o takich rzeczach. – Po prostu… U mnie jest inaczej. Choć dalej mam totalną nadzieję, że to jakiś głupi sen, a ja zaraz się obudzę i wszystko będzie jak zwykle.
                Arthur zignorował ostatnie zdanie Polski i usiadł wygodnie na jego dłoni. Od tak dawna czekał na jakiś dowód swojej racji, a tu pojawia się Feliks, teoretycznie taki jak zawsze, i podaje mu go na tacy?! Boże chroń królową, sprawiedliwość jednak istnieje!
- Wypowiadałeś życzenie? – zapytał rzeczowym tonem. – Jakiekolwiek. By w twoim życiu było inaczej, by coś się zmieniło…
- By było ciekawiej? – przerwał mu pobladły Polska, po czym opuścił głowę, z hukiem uderzając czołem o stół. Teraz dopiero zrozumiał swój błąd. Chciał ciekawego świata? No cóż, na pewno pobudka z żeńską, półnagą wersją Francji do nudnych i pospolitych nie należała. Poczuł, że nagle wcale a wcale nie ma ochoty na ciekawość! Bo po co, skoro w tym świecie nie wiadomo było, czego się trzymać? Nie miał pojęcia, jak zmienili się jego przyjaciele. Czy w ogóle miał tu jeszcze przyjaciół? Jacy byli? Czy Węgry wciąż była tą samą kochaną osobą z patelnią pod pachą? Ukraina wciąż nie skrzywdziłaby muchy? A Licia…?
- Musisz mi pomóc wrócić! – zawołał Feliks unosząc się gwałtownie i prawie upuszczając Anglię. – To da się zrobić, prawda? Wypowiem wieczorem życzenie i wrócę?
- Obawiam się, że to nie będzie takie proste – odrzekł sucho Brytyjczyk, poprawiając się na dłoni Polski i rzucając mu spojrzenie „uważaj na mnie!”. – Jedno życzenie na rok w takich sprawach, takie są prawa magii.
- Ciebie wezwałem!
- Ja mam własne prawa, cholera! – zaperzył się Arthur. Wyglądało na to, że on stał ponad prawami magii i bardzo się tym szczycił. – Musiałbym wypowiedzieć specjalne zaklęcie, ale do tego jest mi potrzebne trochę rzeczy, a nie będę jeździł po całym świecie i ci szukał! Mam swoje sprawy, kurna!
                Feliks westchnął. Wyglądało na to, że Anglia zaperzył się wyjątkowo, unosząc dumą i honorem. Problem polegał na tym, że Polska nie miał po prostu czasu na jego fochy i nie miał zamiaru ich znosić. Normalnie zapewne nie miałby wiele do powiedzenia, ale w tym momencie postanowił wykorzystać coś, co zazwyczaj nigdy mu się nie przydawało, wręcz przeciwnie – sprawiało same kłopoty. Postanowił wykorzystać swój wzrost.
                Mianowicie ścisnął Arthura i podniósł go na wysokość oczu, ale w takiej odległości, by wkurzona wróżka nie mogła mu ich wydrapać w ataku wściekłości, który właśnie się zaczął. Anglia próbował się wyswobodzić, rzucał się, machał rączkami – wszystko na nic.
- Słuchaj mnie – warknął Feliks. – Chcę wrócić do swojego domu, rozumiesz? Powiesz mi, co mam ci przynieść, a ja ci to przyniosę. Potem wypowiesz zaklęcie i wszystko będzie dobrze. Jasne?
                Maluch próbował mu napluć w twarz, ale w zamian za tę zniewagę zawisł głową w dół. Zareagował wyjątkowo energicznie – zaczął coś krzyczeć piskliwym głosem, aż w końcu wrzasnął „Dobra dobra!”, na co Polska znów odwrócił go do normalnej pozycji i rozluźnił chwyt.
- Prawie mi złamałeś żebra – poskarżył się Anglia, ale nie zrobił tym wrażenia na Polaku. Widząc to zrobił obrażoną minkę godną angielskiej księżniczki i machnął różdżką. Na stole pojawiła się lista potrzebnych rzeczy, na szczęście normalnych rozmiarów. Feliks pochylił się i przeczytał.
Lista składników

*      Jad wampira

*      Włos nimfy

*      Spojrzenie meduzy

*      Serce kamiennego golema

*      Pióro gryfa

*      Sierść z ogona wilkołaka

*      Łza sfinksa

*      Pazur smoka

 Polska zbladł. Przeczytał to wszystko jeszcze raz i przełknął ślinę. Więc… Takie stwory tu mieszkały? Skąd miał wiedzieć, gdzie ich szukać?! I w ogóle… Jak on się w to wpakował?!
- Dam ci mapę, gdzie masz szukać każdego ze składników. – Arthur wydawał się kompletnie nie przejmować tym, że właśnie dał chłopakowi listę rzeczy nie do zdobycia. Wstał, otrzepał się i wydawał się zbierać do lotu. – Ach i nie ociągaj się. Nie możesz pozostać w tym wymiarze za długo, nie wiadomo co NASZ Feliks wymyśli będąc na twoim miejscu.
„NASZ FELIKS?!” Polska odetchnął głośno. Musiał się spieszyć, jeśli nie chciał dać narozrabiać swojemu sobowtórowi.
- Gdzie mam zacząć? – zapytał drżącym głosem.